Celna wojna Trumpa? – Ring Caspar TFI marzec 2018
Rozmowa z Piotrem Przedwojskim i Błażejem Bogdziewiczem, zarządzającymi Caspar TFI.
—
Zacznijmy od Donalda Trumpa i jego akcji wprowadzenia ceł na wyroby stalowe i aluminiowe sprowadzane do Stanów Zjednoczonych. Grozi nam globalna wojna handlowa?
Błażej Bogdziewicz:
Prezydent Trump ma protekcjonistyczne poglądy i mam wrażenie, że on naprawdę wierzy w skuteczność działania ceł. Ich wprowadzanie zapowiadał już podczas kampanii wyborczej, więc obecny ruch trudno uznać za zaskakujący. Tyle że z ekonomicznego punktu widzenia jest to działanie bez sensu. Każdy, kto choć trochę zna się na gospodarce musi wiedzieć, że cła są drogą donikąd. Jeśli Trump rzeczywiście wierzy, że przy pomocy ceł uda mu się odbudować w Stanach Zjednoczonych przemysł stalowy, to jest w błędzie. To będzie zwykły podatek nałożony na amerykańskiego konsumenta. Ale znajmy proporcje, produkcja stali i aluminium nie jest sercem amerykańskiej gospodarki USA, więc nie jest to jakiś wielki problem.Tyle że sprawa może się wyrwać spod kontroli. Globalna wojna celna to już będzie problem.
Błażej Bogdziewicz:
Oczywiście, wprowadzenie ceł może doprowadzić do wojny handlowej, a ta ma swoją dynamikę. W efekcie można sobie wyobrazić, że ten krok doprowadzi do nakładania ceł na wszystkie towary przez wszystkie państwa i to już będzie miało dla światowej gospodarki bardzo negatywne konsekwencje. Wydaje mi się to jednak odległym scenariuszem. Obecne zapowiedzi – z jednej strony cła na stal i aluminium importowane z Europy, a z drugiej cła na jeansy i burbon importowane ze Stanów Zjednoczonych – nie wywołają jeszcze tragicznych skutków, bo Europa bez burbona się obejdzie. Z drugiej strony, to jest jednak stworzenie precedensu. Myślę, że ten ruch Trumpa jest związany z jego pozycją polityczną. Po obniżce podatków notowania prezydenta nieco wzrosły, ale zaraz później na światło dzienne ponownie zaczęły wychodzić kwestie związane z kontaktami jego najbliższego otoczenia z Rosją. To powoduje, że pozycja Trumpa znowu się zachwiała i Biały Dom próbuje skierować uwagę opinii publicznej w innym kierunku.Piotr Przedwojski:
Zgadzam się, że produkcja stali i aluminium nie jest dla amerykańskiej gospodarki centralnym punktem. Podzielam też pogląd, że być może Biały Dom próbuje zmieniać zainteresowania Amerykanów, aby nie poświęcali oni zbyt wiele uwagi rosyjskim powiązaniom ekipy Trumpa. Temu celowi służyła też zapewne zgoda na spotkanie z dyktatorem Korei Północnej. Przypomnijmy sobie, że jeszcze pół roku temu straszono wybuchem wojny, a teraz mówi się o spotkaniu… O wojnie zaś cisza.Prawdopodobieństwo wybuchu wojny handlowej nie jest może wielkie, ale ono istnieje, bo Trump nie jest jedynym współczesnym przywódcą hołdującym protekcjonistycznym poglądom. Co taka wojna znaczyłaby dla nas?
Błażej Bogdziewicz:
Dla Polski wojna celna nie byłaby katastrofą, bo przytłaczająca większość naszego eksportu odbywa się w ramach Unii Europejskiej.Piotr Przedwojski:
Polska jest dużym krajem, czyli z dużym rynkiem wewnętrznym. Więc ewentualna wojna celna dotknęłaby nas w mniejszym stopniu, co nie znaczy, że by nas oszczędziła. Na takiej wojnie tracą wszyscy.Błażej Bogdziewicz:
Efektem takiej wojny byłby wzrost cen i scenariusz stagflacyjny dla polskiej gospodarki. To jest też bardzo negatywny scenariusz przede wszystkim dla rynków finansowych, bo mielibyśmy z całą pewnością spadki na obligacjach, a zapewne spadłyby też wyceny akcji wielu spółek. Ale obecnie nie ma w Stanach Zjednoczonych poważnych głosów nawołujących do wprowadzania nowych ceł. Powtórzę – ten instrument nie przyczyni się do poprawy sytuacji amerykańskiej gospodarki, a wydaje mi się, że efekt będzie odwrotny niż oczekiwania Trumpa. Na wprowadzeniu ceł najwięcej straci Ameryka. Ceny wzrosną, a z powodu ceł, które mogą obowiązywać na przykład przez rok, dwa lub nawet pięć lat nikt nie będzie inwestował w budowę hut, bo to jest inwestycja długoletnia i bardzo kosztowna. Kilka lat temu, zaraz po wprowadzeniu sankcji na Rosję i znacznego ograniczenia eksportu żywności do tego kraju, rozmawiałem z jednym z miejscowych banków. Bank finansował małe i średnie przedsiębiorstwa, byłem więc ciekaw, czy sankcje powodują jakieś ożywienie w inwestycjach w rosyjski sektor żywnościowy. Moja rozmówczyni odparła, że nic takiego się nie dzieje, bo nikt nie chce inwestować skoro sankcje mogą być za rok czy kilka miesięcy odwołane. Cła to droga na manowce. Nie zmienia to jednak faktu, że w pewnych sprawach Trump ma racje. W handlu międzynarodowym nie wszystko wygląda pięknie. Są takie dziedziny, w których amerykańskie i europejskie firmy są poszkodowane przez działania władz chińskich, które ograniczają konkurencję w niektórych sektorach, które nie zawsze chronią wartość intelektualną amerykańskich, czy europejskich firm. To dotyczy też sektora usług, bo jest przecież regułą, że w niektórych dziedzinach zachodnie firmy nie mogą konkurować na chińskim rynku na równych prawach z lokalnymi przedsiębiorstwami. Być może te szalone zachowania Trumpa doprowadzą do pewnej poprawy sytuacji. Czasami jest tak, że jak ktoś jest uznawany za wariata, to może w negocjacjach osiągnąć więcej. Choć to niebezpieczna gra.Piotr Przedwojski:
Dlatego trzeba będzie uważnie obserwować spotkania panów Kima i Trumpa, jeśli naturalnie rzeczywiście do tego dojdzie. Obaj cieszą się opinią, powiedzmy delikatnie, „zrównoważonych inaczej”. To będą ciekawe negocjacje.Przekonaj się o naszym podejściu do Klientów. Zapisz się do newslettera, otrzymuj darmowe poradniki i raporty inwestycyjne
Zajmijmy się polską giełdą. Jej wyniki są kiepskie, coraz więcej spółek rezygnuje z parkietu. Ale ostatnio pcha się tam Radosław Majdan ze swoim projektem dotyczącym perfum. Jak Wy, profesjonalnie zajmujący się inwestycjami, postrzegacie takie celebryckie pomysły?
Piotr Przedwojski:
To są startupy, a one zawsze są ryzykowne. Ze statystyk wynika, że na dziesięć startupów upada siedem, dwa zapewniają zwrot kapitału, a jeden osiąga sukces. To są ryzykowne inwestycje.Błażej Bogdziewicz:
Raczej nie inwestujemy w takie spółki lub robimy to bardzo rzadko. Niezależnie czy to jest celebryta czy ktoś inny. Patrzymy na liczby. Ktoś musi mieć za sobą już jakiś sukces, abyśmy w niego zainwestowali. Jeżeli widzimy, że biznes jest dobrze poukładany, to co innego, ale na pewno nie na samym początku. Bywa tak, że wysoko oceniamy jakiś pomysł na biznes, ale zdajemy sobie sprawę, że od dobrego pomysłu do sukcesu jest bardzo długa droga. Więc obserwujemy i analizujemy, jak pomysłodawca ten pomysł przekuwa w czyn, czy idzie za nim też dobre wykonanie. Po prostu czekamy na konkrety, bo wielu roztacza piękne wizje, ale pieniądze nie biorą się tylko z wizji, ale również z ich realizacji.Piotr Przedwojski:
Ogromnie dużo zależy od jakości zarządu, jego doświadczenia, dotychczasowych osiągnięć. Spółka może mieć w swoich szeregach celebrytę, w niektórych branżach to pomocne, ale główne pytanie brzmi, czy jest profesjonalnie zarządzana, a ludzie zainteresowani ciężką pracą.Błażej Bogdziewicz:
Pomysłów są tysiące, ale prowadzenie własnego biznesu to jest bardzo ciężka praca. Wiemy o tym, bo w końcu Grupa Caspar startowała od zera. Więc wiemy, jakie to jest trudne, ile pracy trzeba włożyć, ile problemów pokonać. A powiem więcej – obecnie z nowym biznesem startuje się ciężej niż kilka lat temu. Większa jest bowiem konkurencja, także globalna. Kiedyś postawiłeś budkę z hot-dogami i jakoś to szło. Dzisiaj takich budek jest więcej, ale ty musisz walczyć o klienta nie tylko z nimi, ale również z tymi, którzy oferują wyroby chińskiej kuchni, japońskiej, francuskiej, z modą na jedzenie wegetariańskie i wegańskie, z globalnymi fast foodami…Piotr Przedwojski:
Stąd właśnie pomysł Trumpa na wprowadzenie ceł. Bo najwyraźniej bardzo dużo Amerykanów nie radzi sobie z globalną konkurencją – przy danym kursie dolara. A wracając do nowych spółek. Początki są najgorsze, bo nawet jeśli pomysł jest świetny, właściciel ciężko pracuje, to i tak coś może nie wyjść – bufor kapitałowy i relacje biznesowe są na początku bardzo niewielkie. Jeśli stanie się to na początku drogi, to pies z kulawą nogą się nim nie zainteresuje. Natomiast jeśli spółka już trochę działa, ma już swoje sukcesy, czyli udowodniła, że jakoś sobie radzi z ryzykiem biznesowym, to cena zastrzyku kapitału jest łatwiejsza do zaakceptowania dla właściciela.A propos „dobrych pomysłów”. Giełda Papierów Wartościowych chciała kupić giełdę w Tel-Awiwie.
Piotr Przedwojski:
Polska od morza do morza, trzy kontynenty. Kupmy jeszcze coś w RPA i mamy całą Afrykę! Ale mówiąc poważnie, Izrael to ciekawy kierunek, bo to jest silna, bardzo innowacyjna gospodarka, ale „znaj proporcję mocium panie”…Błażej Bogdziewicz:
Caspar inwestuje w izraelskie spółki, tylko problem polega na tym, że one nie są notowane na giełdzie w Tel-Awiwie tylko z reguły w Nowym Jorku. W Izraelu jest bardzo wiele dobrych spółek, co wynika również z tego, że od wielu lat armia izraelska wydaje bardzo dużo na cyberbezpieczeństwo i wojnę elektroniczną. To jest gospodarka wysokich technologii, ale jeśli ktoś myśli, że przez kupno giełdy w Izraelu będzie miał wpływ na te najlepsze, globalne izraelskie spółki, to nie, to się nie uda. Te spółki mają globalnych inwestorów, choć siedziby mają w Izraelu.Pomówmy o notowaniach na warszawskim parkiecie. Po lutowym załamaniu światowe giełdy odbiły. Polska, niestety, nie. Dlaczego?
Piotr Przedwojski:
Po pierwsze wyniki spółek. Póki co średnia jest ujemna.Powtórzę – dlaczego?
Piotr Przedwojski:
Wydaje się, że modele biznesowe spółek notowanych na warszawskim parkiecie nie są dostosowane do kosztów płacy, do silnej złotówki i do zmian wywoływanych przez globalne zmiany technologiczne. W ubiegłym roku szczególnie mocno dotknęło to mniejsze spółki, w tym roku czeka to być może większe. No i stopy wypłaty zysku istotnie spadają… Spadają, bo będziemy inwestować. Na to warto zwrócić uwagę. Rośnie istotnie udział państwa na giełdzie. Widać konsekwencje.Błażej Bogdziewicz:
Trzeba też mieć na uwadze, że jesienią ubiegłego roku polska giełda była jedną z najsilniejszych na całym świecie, a jeżeli popatrzymy na stopę zwrotu z niemieckiego DAX-a przez ostatnie trzy lata w złotówce, to ona jest bliska zera. Bo tam też nie było jakichś gigantycznych wzrostów, a jeszcze złotówka się umocniła. Małe i średnie polskie firmy cierpią na wzrost kosztów pracy, przed polskim sektorem energetycznym stoją natomiast strategiczne, wieloletnie ryzyka. Do tego dochodzi kontrola państwa nad wieloma dużymi spółkami notowanymi na warszawskim parkiecie, co też nie budzi entuzjazmu globalnych inwestorów. Wszystko to powoduje, że my widzimy więcej dobrych okazji inwestycyjnych poza Polską. Stąd jako firma na GPW mamy zainwestowanych zaledwie 5% aktywów.Jeśli już mówimy o sektorze energetycznym, to chciałbym poznać Waszą opinię na temat połączenia Orlenu i Lotosu.
Piotr Przedwojski:
Wreszcie. Po co mieć na jednym rynku dwie średniej wielkości spółki paliwowe? To niepotrzebne koszty.Błażej Bogdziewicz:
Tak małe spółki jak Lotos w tej branży są rzadkością. W Europie takich spółek niemal nie ma, a jeśli nawet, to są tylko wyjątkami od reguły.Piotr Przedwojski:
Korzyści wynikające z mniejszych kosztów, z efektu skali, z niższych kwot wydawanych na logistykę, są oczywiste. Zastanawiam się tylko, dlaczego na to połączenie trzeba było czekać ponad ćwierć wieku.Krócej musieliśmy czekać na JP Morgana, który otwiera w Warszawie swoje centrum korporacyjne.
Błażej Bogdziewicz:
To jest bulwersująca sprawa. Dobrze, że JP Morgan wchodzi do Polski, nie rozumiem tylko dlaczego rząd daje mu za to pieniądze. Ten bank dobrze sobie radzi, a tymczasem na otwarcie centrum korporacyjnego otrzymuje z budżetu ponad 20 mln zł. To oczywiście nie jest jakieś wielka szkoda dla budżetu, natomiast jest to przykład na to, że polski rząd inwestorów zagranicznych traktuje lepiej od rodzimych. Bo polski przedsiębiorca nie ma żadnych dotacji, ma do zapłacenia ZUS i inne opłaty, a taki JP Morgan wcale więcej miejsc pracy nie tworzy, a dostaje dotację. To jest znak, który pokazuje, że są równi i równiejsi.LG Chem za otwarcie swoich fabryk na Dolnym Śląsku dostał 260 mld zł…
Piotr Przedwojski:
Wielu polskich inwestorów również tworzy miejsca pracy i nie otrzymuje żadnej dotacji. Lepiej obniżyć podatki i wtedy te firmy, jeśli rzeczywiście chcą, stworzą u nas miejsca pracy. Uważam, że Polska nie powinna dotować zagranicznych inwestorów. Dotowanie zagranicznych inwestorów, czy wydawanie pieniędzy na badania i rozwój, na czym rząd się nie zna, to marnotrawienie pieniędzy Obniżmy podatki, wtedy zagraniczni inwestorzy do nas przyjdą. Zadaniem dla rządu jest tworzyć infrastrukturę, ale nie dotować zagraniczne przedsiębiorstwa. Poza tym jeśli już, to dlaczego dotować?! Nie lepiej zamiast darować pieniądze (spore) objąć udział w kapitale (nawet po wysokiej wycenie)? Logika jest taka: jeśli się nie pomylimy, to będziemy mieli zyski i jeszcze więcej środków na kolejne pomysły R&D. Dodam podstępnie, że udział w kapitale pozwala też na efektywną kontrolę.Rozmawiał Piotr Gajdziński
Zobacz także: