– Podczas naszej wiosennej dyskusji, gdy giełdy pięknie rosły i wszystko zdawało się prowadzić nas ku świetlanej przyszłości, Andrzej powiedział podczas naszej rozmowy, że czas zacząć się bać. Wykrakałeś!
– Andrzej Miszczuk: Cykliczność. Rynki są cykliczne. Tak było, tak jest i tak będzie. W końcu czerwca uczestniczyłem w dużej konferencji zorganizowanej przez JP Morgan, jedną z największych i najbardziej doświadczonych firm inwestycyjnych. Ich wizja była bardzo optymistyczna, z lekkim niepokojem mówili tylko o rynkach wschodzących. Ale podkreślam – lekkim. I trochę, powiem szczerze, zaraziłem się tym optymizmem. Tymczasem pod koniec sierpnia doszło do dużej korekty. Zaczęła się w Chinach, ale praktycznie obiegła ona cały świat.
– Jaka jest właściwie przyczyna tej korekty? Od dłuższego czasu wskazywano przecież, że chińska gospodarka zwalnia. Właściwie nie było jednego, konkretnego wydarzenia, które wywołało ten wstrząs.
– Michał Górczewski: To prawda. Co więcej, korekta nie ma podstaw makroekonomicznych, zarówno jeśli chodzi o gospodarkę Chin, jak i globalną ekonomię. To, że w tym roku wzrost w Chinach będzie niższy od zapowiadanego, wiedzieli praktycznie wszyscy. W ostatnim czasie, decydując się na dewaluację juana, Pekin te przypuszczenia potwierdził. Ale istotniejsze było coś innego. Rynki uznały, że chińskim władzom kończą się pomysły, co powinny dalej robić, aby podtrzymać wysoki wzrost gospodarczy. Inwestorzy przestali wierzyć, że władze realizują jakiś konkretny, dobrze przemyślany plan, którego celem jest ponowne postawienie drugiej pod względem wielkości gospodarki na świecie na tory dynamicznego wzrostu. Podkreślam – dynamicznego, bo w Chinach wzrost PKB trwa, tyle że jest on znacząco niższy od prognozowanego.
– Chińska gospodarka waży już tak bardzo na globalnej ekonomii, że katar w Szanghaju wywołuje grypę w Nowym Jorku, Londynie i Berlinie?
– Michał Górczewski: Grypę to przesada, bo na razie wszystko wskazuje, że zachodnie giełdy przechodzą tylko korektę. Ale tak, trzeba pamiętać, że chińska gospodarka jest drugą pod względem wielkości na świecie. Trzeba też pamiętać, że globalny wzrost gospodarczy w ostatnich latach zawdzięczaliśmy przede wszystkim Chinom. Nie ma raczej wątpliwości, że niższy wzrost gospodarczy w Chinach odbije się szczególnie mocno na Europie, bo znaczna część tutejszej produkcji była do tej pory sprzedawana właśnie w Państwie Środka. Dotyczyło to na przykład samochodów, znacznej części produkcji przemysłu elektromaszynowego, dóbr luksusowych. Ale chciałbym w tym miejscu poczynić jedno ważne zastrzeżenie. Nikt odpowiedzialny nie może dzisiaj powiedzieć, na ile załamanie chińskiej giełdy odbije się na imporcie z Europy, czy ze Stanów Zjednoczonych. Poprzez załamanie kursów w Szanghaju chińskie społeczeństwo w swej masie nagle nie zbiedniało. To co się stało na giełdzie nie dotyczy przecież realnej gospodarki w Chinach.
– Andrzej Miszczuk: Przez wiele lat mieliśmy dość dobre wzrosty na światowych giełdach. Nie były one może oszałamiające, ale przyzwoite. Na przykład w Stanach Zjednoczonych wzrosty trwały przez sześć lat. Wprawdzie Biblia uczy o siedmiu latach tłustych…
– Prognozujesz, że teraz czeka nas siedem, a w najlepszym wypadku sześć lat chudych?!
– Andrzej Miszczuk: Nie, absolutnie nie. Chcę tylko zwrócić uwagę na cykliczność. Doszliśmy do poziomów, na których trudno było znaleźć argumenty na rzecz dalszych wzrostów. Szukaliśmy ich, czekaliśmy, ale między czerwcem, gdy świat spodziewał się podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, co byłoby dowodem, że gospodarka amerykańska dobrze się rozwija i stabilizuje, a połową sierpnia, gdy na posiedzeniu Komitetu Rady Polityki Pieniężnej ujawniono, że wyniki gospodarcze są dużo gorsze od spodziewanych, okazało się, że dobrych informacji brakuje. Z tych danych jasno wynikało, że nie mogło być podwyżek amerykańskich stóp procentowych w czerwcu i najprawdopodobniej niemożliwe jest ich wprowadzenie również we wrześniu. Wówczas inwestorzy doszli do wniosku, że skoro gospodarka rośnie gorzej niż zakładano, to nie ma powodów, aby inwestować. Dodatkową, niekorzystną koincydencją było to, że te wydarzenia rozgrywały się w okresie wakacyjnym, gdy większość inwestorów odpoczywa. I jeden ruch w Szanghaju pociągnął za sobą lawinę sprzedaży. Bo zwróćmy uwagę, że spadki nastąpiły przy niewielkich obrotach.
Nie zgadzam się, że jak chińska gospodarka ma zadyszkę, to świat musi przeżywać zawał. Globalna gospodarka rosła, gdy Chin jeszcze na tym rynku nie było. Świat będzie rósł dalej nawet jeśli kłopoty w Państwie Środka będą się pogłębiały. Może nie bardzo dynamicznie, ale będzie rósł. Czy osłabienie wzrostu chińskiego PKB może wywołać taki kryzys, z jakim mieliśmy do czynienia w 1929 roku, a choćby taki, z jakim borykaliśmy się w 2008 roku? Myślę, że nie. Sierpniowa korekta była raczej spowodowana efektem psychologicznym, a nie ekonomicznym. Inwestorzy zakładali, że PKB Chin będzie rósł w tempie 10% rocznie, potem okazało się, że ten wzrost będzie się wahał między 6 i 7%, a teraz zrozumieli, że wyniesie 4%. To spowodowało, że inwestorzy spanikowali i bez zastanowienia zaczęli wyprzedawać akcje. W jakimś stopniu do tej paniki przyczynili się też bukmacherzy, którzy nie lubią stałego, powolnego wzrostu, bo wówczas mało zarabiają. Największe korzyści przynosi im duża zmienność na rynku. Ceny spadły, można kupować!
– Wielu inwestorów sporo jednak straciło.
– Andrzej Miszczuk: Ale tylko wirtualny majątek. Chyba że ktoś uległ panice i rzeczywiście sprzedał akcje lub jednostki uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych. Ta grupa inwestorów faktycznie skonsumowała stratę, bo sprzedawała w dołku. To najgorsza rzecz, jaką można zrobić.
– Michał Górczewski: Był wielki szum informacyjny. Ten szum zresztą się potęguje, technologie komunikacyjne są coraz powszechniejsze i coraz trudniej się im oprzeć.
– Są „totalitarne”. Atakują nas dosłownie 24 godziny na dobę.
– Michał Górczewski: Ich ofiarami padają przede wszystkim inwestorzy indywidualni, którzy nie mają odpowiedniego aparatu badawczego i nie korzystają z pomocy doradcy. W efekcie ulegają medialnej presji. A w takich warunkach warto zaufać profesjonalnemu doradcy, a nie mediom, które starają się zdobyć czytelników, kliknięć, lajków…
– Krwi. Bo krew lepiej się sprzedaje.
– Michał Górczewski: W okresie napięć targających rynkiem trzeba myśleć nie w perspektywie jednego dnia, tygodnia, miesiąca, ale długofalowo.
– Które regiony mogą być dzisiaj, Waszym zdaniem, interesujące dla inwestorów?
– Michał Górczewski: Zawsze wierzyłem w Azję. Ta wiara wynika z tego co mówił już Andrzej, ale także z bardzo dobrej demografii. Przez kilka najbliższych miesięcy możemy mieć na rynkach azjatyckich trend boczny, może nawet jeszcze jedną przecenę, ale długoterminowo Azja da inwestorom wiele radości. Pamiętajmy zresztą, że Azja to nie tylko Chiny. Nowe „azjatyckie tygrysy” w rodzaju Wietnamu będą w najbliższych latach bardzo interesującym kierunkiem inwestycyjnym. Ale oczywiście w tej chwili Azja to teren wyłącznie dla inwestorów bardzo odważnych.
W ostatnich miesiącach dobre wyniki pokazuje gospodarka europejska. Systematycznie spada bezrobocie, również wśród ludzi młodych, rośnie wskaźnik PMI. Większość krajów Strefy Euro, może poza Francją, która cały czas kuleje, zaczyna wyglądać naprawdę dobrze. Mniejsze znaczenie mają też już czynniki ryzyka politycznego. Mam na myśli przede wszystkim Grecję, ale również wojnę rosyjsko-ukraińską. Ta wojna zaczyna się zmieniać w „cichą wojnę” i inwestorzy już się z nią oswoili. Oczywiście pozostaje problem uchodźców, ale on chyba nie będzie miał w najbliższych miesiącach jakiegoś wielkiego wpływu na gospodarkę. Coraz lepiej zaczyna też działać program luzowania ilościowego konsekwentnie prowadzony przez Europejski Bank Centralny. O ile do tej pory program ten wpływał przede wszystkim na giełdy, to teraz zaczyna się przenosić na realną gospodarkę, co widać między innymi po ilości kredytów trafiających do przedsiębiorstw. Europa stała się dla inwestorów gorącym tematem, coraz łakomiej w jej kierunku spoglądają też amerykańscy inwestorzy. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii, gdzie mamy przyzwoity wzrost i wydaje się, że Wielka Brytania może być pierwszym krajem, który podniesie stopy procentowe. Zwróciłbym też uwagę na pewne sektory w Stanach Zjednoczonych.
– Andrzej Miszczuk: Wracając na chwilę do Azji. To nadal bardzo ważny region w globalnej ekonomii. Tamtejsze społeczeństwa się bogacą, mają też coraz większe ambicje konsumpcyjne, a to zawsze napędza gospodarkę. Warto też powiedzieć o europejskich spółkach, które mają swoją produkcję w Azji, a wyroby sprzedają na rynkach europejskich. To bardzo interesująca grupa, która ma znacznie niższe koszty produkcji od swoich konkurentów produkujących w Stanach Zjednoczonych lub w Europie. Moim zdaniem, inwestorzy powinni o nich pamiętać.
– Obaj bardzo wierzycie w Polskę. Ja, przyznam, jestem wobec warszawskiego parkietu bardzo sceptyczny.
– Andrzej Miszczuk: Mój optymizm jest oparty o pozycję polskiego przemysłu w Europie Zachodniej oraz o polski eksport. Nasze firmy sprzedają bardzo dużo swoich wyrobów, zresztą wyrobów coraz bardziej zaawansowanych technologicznie, do Niemiec, a tamtejsza gospodarka jest wybitnie proeksportowa i chłonie coraz więcej polskiej produkcji. Polacy są bardzo kreatywni, bardzo dobrze, znacznie lepiej niż inne europejskie społeczeństwa, wykształceni, mobilni, dużo podróżują i chłoną to, co widzą na Zachodzie. To już procentuje, a będzie procentowało coraz bardziej.
– Tyle że całą tę kreatywność ograniczają obostrzenia administracyjne i fiskalne. Właśnie ogłoszono upadłość dużego producenta bielizny, który eksportował swoje towary również na Zachód.
– Andrzej Miszczuk: To prawda, to trzeba usprawnić. Polskim przedsiębiorstwom potrzeba więcej zaufania ze strony instytucji państwa. Jeśli to się uda zrobić, to polska giełda nie wzrośnie – ona eksploduje. Zwłaszcza mniejsze polskie firmy.
– I wierzycie, że po wyborach nowy rząd bardziej zaufa przedsiębiorcom?
– Michał Górczewski: Spodziewam się raczej zaostrzenia polityki fiskalnej. Nie wierzę też, że nowy rząd jakoś radykalnie usprawni gospodarkę. Co więcej, obawiam się, że pomysły które pojawiły się podczas kampanii wyborczej, mam na myśli na przykład sprawę kredytów frankowych, podatku bankowego, wyższych obciążeń dla sklepów wielkopowierzchniowych, mogą się stać dla gospodarki kulą u nogi. Na szczęście na realizację tych pomysłów nie będzie pieniędzy, więc raczej pozostaną na papierze. No, chyba, że „złoty pociąg” z Wałbrzycha okaże się naprawdę złoty i rządzącym wystarczy na realizację wszystkich pomysłów… Ale na tym raczej trudno budować.
Niestety, ostatnie lata pokazały, że otoczenie polityczne w Polsce potrafi generować wielkie ryzyko polityczne, które bardzo szkodzi warszawskiemu parkietowi. Ale zgadzamy się z Andrzejem, że polscy przedsiębiorcy są bardzo kreatywni i coraz lepiej radzą sobie już nie tylko na krajowym, ale również europejskim rynku. I pamiętajmy, że potrafią sobie radzić nawet w bardzo trudnym otoczeniu. Jeśli spoglądam na Giełdę Papierów Wartościowych z optymizmem, to spoglądam przede wszystkim na te spółki, w których polityka odgrywa znikomą rolę, które nie mają jako udziałowca Skarbu Państwa. Tam tkwi największy potencjał.
– Andrzej Miszczuk: Pełna zgoda. Dodam jeszcze, że Polska to duży rynek wewnętrzny, a wyniki naszej gospodarki są w ostatnich miesiącach bardzo dobre.
FUNDUSZE INWESTYCYJNE W OFERCIE F-TRUST:
[ft_funds_db nofilter=”false”]Zobacz także: