Ring Caspara: W świecie fikcji
Z Błażejem Bogdziewiczem, dyrektorem inwestycyjnym Grupy Caspar i Piotrem Przedwojskim, doradcą inwestycyjnym, o krachu na rynku kryptowalut, antysystemowcach, blockchainie jako planie B i kuriozum, przy którym nawet cebulki tulipanów były użyteczne, rozmawia Piotr Gajdziński.
– Kapitalizacja rynku kryptowalut spadła od ubiegłorocznego szczytu o ponad 2 bln dolarów. Gigantyczna kwota. Czy to oznacza koniec kryptowalut, czy tylko koniec tych ludzi, którzy zainwestowali w kryptowaluty duże pieniądze?
Piotr Przedwojski: – Wydaje się, że odtrąbienie końca rynku kryptowalut byłoby przedwczesne.
– Nadzieja umiera ostatnia…
Piotr Przedwojski: – Tak, nadzieja umiera ostatnia. Ale to nieważne, ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, czy ludzkość będzie miała jakiekolwiek korzyści z istnienia kryptowalut lub szerzej – rozproszonej bazy danych, której kryptowaluty są zastosowaniem. Korzyści społecznie użyteczne, inne niż przestępczo-anarchistyczne. Warto pamiętać, że kluczową cechą kryptowalut jest to, że de facto żaden sąd, ani państwo nie ma nad nimi jurysdykcji.
Błażej Bogdziewicz: – Kryptowaluty zaczęły się od bitcoina i wielu uważa, że akurat bitcoin ma szansę ten krach przetrwać. Być może, nie chcę tego przesądzać, ale generalnie jestem do kryptowalut nastawiony bardzo sceptycznie. To eksperyment.
– Niektóre eksperymenty się udają.
Błażej Bogdziewicz: – Niektóre tak, większość nie. Ale od początku. Dzielę użytkowników kryptowalut na trzy kategorie. Pierwsza, największa, to osoby, które po prostu chcą na kryptowalutach zarobić, traktują je jak instrument inwestycyjny, bo słyszeli o tych ogromnych zyskach, które kiedyś na tym rynku można było osiągnąć. Druga kategoria to ludzie lub organizacje, a nawet państwa – mam na myśli na przykład Koreę Północną – które prowadzą różnego rodzaju ciemne interesy. Oni dzięki kryptowalutom mogą dokonywać transferów dużych kwot szybko i globalnie, na dodatek anonimowo. Więc jeśli Piotr mówi o użyteczności kryptowalut, to dla nich akurat one są bardzo użyteczne.
Piotr Przedwojski: – Dla nich tak.
Błażej Bogdziewicz: – Dla nich tak, dla reszty ludzkości oczywiście nie i tu się z Piotrem zgadzamy. Wreszcie jest trzecia kategoria uczestników tego rynku – antysystemowcy. Bardzo niejednorodna grupa, skrajni lewicowcy i skrajni prawicowcy, ludzie politycznie indyferentni, których łączy nieufność do państwa i jego struktur, wszelkich oficjalnie działających organizacji. Oni uważają, że kryptowaluty mają głęboki sens, że dzięki nim mogą być naprawdę wolni, one pozwalają im żyć obok tego całego oficjalnego świata. Wydaje mi się, że to właśnie od nich, od tej trzeciej grupy, zależy czy kryptowaluty przetrwają. Bo oni w imię wyznawanych przez siebie idei są w stanie zaakceptować obecny kryzys, zaakceptować go w imię świetlanej przyszłości.
– Powiedziałeś, że jesteś sceptyczny wobec tego rynku. Właściwie dlaczego?
Błażej Bogdziewicz: – Widzę szereg ryzyk związanych z kryptowalutami. Można lokować pieniądze w aktywa, które się sprawdziły na przestrzeni długiego okresu, tymczasem ten eksperyment jest świeży, powstał po kryzysie 2008 roku i dzisiaj nikt odpowiedzialnie nie może powiedzieć jak on się sprawdzi w obecnym świecie.
Piotr Przedwojski: – Przypominam, że kryptowaluty są oparte o blockchain, czyli technologię rozproszonej bazy danych. Był taki okres, gdy dużo o tym mówiono, zapowiadano, że to zmieni świat finansów, ale teraz wokół tego tematu panuje cisza.
– Nim o blockchainie, zacytuję wyniki badań, z których wynika, że świat nie podziela sceptycyzmu Błażeja: 20% Australijczyków wolałaby inwestować w kryptowaluty zamiast w akcje, a w Wielkiej Brytanii ten odsetek przekracza 50%! Ludzie poszukują nowego wehikułu inwestycyjnego.
Piotr Przedwojski: – Te badania były robione w okresie, gdy media pełne były informacji o ogromnych zyskach, które można było osiągnąć na rynku kryptowalut. Jestem pewien, że dzisiaj wynik byłby diametralnie różny. Wracam do technologii blockchain, która jest ciekawa przez to, że nie podlega żadnej jurysdykcji, żadne państwo, żaden aparat przemocy go obecnie nie kontroluje, bo jest to bardzo trudne. Błażej mówił o tych antysystemowcach i to jest istotna kwestia. Zawsze jest jakaś liczba takich osób na świecie, a mam wrażenie, że obecnie ona rośnie. Dla nich ta technologia jest niekontrolowalna przez państwa i dlatego jest dla nich wręcz wymarzona.
Błażej Bogdziewicz: – Konkret jest taki, że o blockchainie mówi się od lat, ale nadal nie ma on żadnego zastosowania na szeroką skalę. Ponieważ rozmawiamy podczas Mistrzostw Świata w piłce nożnej to powiem tak – blockchain jest jak wiecznie dobrze się zapowiadający napastnik. I tyle. Teoretycznie możesz wymusić pewne rozwiązania bez aparatu przymusu. Ale czy w praktyce jest to możliwe? Nie jestem o tym przekonany. Po pierwsze, mam wątpliwości, czy ta technologia jest na tyle wydajna, aby rozliczać wiele transakcji. Wątpię. Po drugie, żeby był popyt ze strony ludzi i instytucji finansowych na rozliczanie się w blockchainie musiałoby być bardzo źle z obecnie funkcjonującym systemem. A ten system działa. Więc po co?
Piotr Przedwojski: – To jest istota tego, o czym mówimy. Otóż ja twierdzę (i wielu wyznawców bitcoina), że blockchain / bitcoin będzie mógł się okazać użyteczny w sytuacji, gdy dojdzie do jakiegoś załamania się systemu finansowego, sytuacji, w której ludzie będą poszukiwali jakiegoś surogatu systemu pieniężnego. To jest trochę jak z Internetem, który był przecież tworzony na wypadek konfliktu jądrowego, aby zastąpić normalną sieć komunikacji, z czego dzisiaj niewielu już zdaje sobie sprawę. Z blockchainem może być podobnie, on może być użyteczny w momencie, w którym załamią się instytucje państwa lub pojawią się nowe zastosowania technologii blockchain. Zastosowania, których w tej chwili jeszcze nie widzimy. Kto mógł przewidzieć, że ze sposobu komunikacji na wypadek wojny atomowej wyrosną social media?
Błażej Bogdziewicz: – Zwracam uwagę, że teraz inwestowanie w kryptowaluty rozbiło się także o tysiące drobnych problemów technicznych, z blockchainem może być dokładnie tak samo.
Piotr Przedwojski: – Jasne, on nie jest idealny, ale potencjalnie do części transakcji może znaleźć zastosowanie. Moim zdaniem warto, aby ludzkość miała coś takiego na przyszłość, na wypadek jakiejś katastrofy, której teraz pewnie nie umiemy sobie nawet wyobrazić.
Błażej Bogdziewicz: – Jasne, warto. Ale czy tym czymś może być blockchain? Wątpię.
– Obecny krach na rynku kryptowalut jest w dużym stopniu efektem sytuacji gospodarczej na świecie…
Piotr Przedwojski: – Nie, moim zdaniem zupełnie nie! Krach jest oczywistą konsekwencją braku jurysdykcji i naiwności osób inwestujących w kryptowaluty. Jest rzeczą najzupełniej oczywistą, że przez setki lat ludzie dorobili się pieniędzy dzięki regulacjom służącym ochronie inwestorów. Tymczasem uczestnikom rynku kryptowalut wydawało się, że regulacje nie są do niczego potrzebne, a może nawet są szkodliwe. To musiało się tak skończyć.
– Co się właściwie stało?
Błażej Bogdziewicz: – W ostatnich tygodniach doszło do bankructwa FTX, jednej z największych giełd kryptowalutowych. Nie było to zresztą pierwsze takie bankructwo, w tym roku mieliśmy więcej podobnych wypadków, ale bankructwo FTX było szczególnie dotkliwe. Na razie jeszcze dokładnie nie znamy przyczyny tej plajty, ale już wiadomo, że inwestorzy stracili blisko 10 mld dolarów. Z wypowiedzi ludzi związanych z FTX wynika, że kryptowaluty były bez zgody ich właścicieli pożyczane firmie, której właścicielem był Sam Bankman-Fried, ten sam, który kontrolował FTX. Ta druga firma nie dość, że spekulowała kryptowalutami, to jeszcze pożyczała je Bankman-Friedowi.
– Złamanie wszelkich norm.
Błażej Bogdziewicz: – Dokładnie. Teraz Bankman-Fried zapewnia, że żadnych pieniędzy nie ma.
Piotr Przedwojski: – Powiedział nawet, że on nie wie co właściwie robił. Tłumaczenie pięciolatka, który w piaskownicy uderzył kolegę łopatką. To co napisał zewnętrzy audytor po upadku FTX jest miażdżące na wszystkich możliwych poziomach.
Błażej Bogdziewicz: – Bankman-Fried długo spokojnie siedział na Bahamach i mętnie się tłumaczył, aresztowano go 12 grudnia br. Ludzie związani z FTX bronią się, że to był klasyczny run na bank, a tego żaden bank na świecie wytrzymać nie może. Czyli, że wszyscy nagle chcieli swoje kryptowaluty, zaczęli je wypłacać i w efekcie FTX musiało zbankrutować. Oczywista nieprawda. Podobno plan jest taki, że Bankman-Fried spłaci amerykańskich właścicieli kryptowalut, a tych z innych krajów – to oni stanowili znaczącą większość – zostawi na lodzie. W zamian za spłacenie Amerykanów, wymiar sprawiedliwości USA ma go zostawić w spokoju. Aresztowanie Bankmana-Fried może wskazywać, że ten plan spalił na panewce. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że FTX miał bardzo hojną rękę. Finansował kampanie wielu amerykańskich polityków, był drugim po George’u Sorosie sponsorem Partii Demokratycznej, ale sporo przekazał też na Partię Republikańską. Hojnie wydawał pieniądze również na media, a „Fortune” niedawno umieścił jego zdjęcie na okładce.
Piotr Przedwojski: – Funkcjonowanie takich platform jak FTX musiało się tak skończyć. Działalność platformy, która była de facto bankiem, izbą rozliczeniową i depozytem papierów wartościowych, a jednocześnie miała w nosie regulacje, którym takie instytucje muszą podlegać, musiała się tak skończyć. A ci wszyscy antysytemowcy, którzy byli dumni z braku tych regulacji jako dowód, że mają rację, że regulacje są niepotrzebne / opresyjne – czegoś być może się nauczyli.
Błażej Bogdziewicz: – Sedno tej afery leży gdzie indziej. W szczycie FTX był podobno wart 30 mld dolarów. Bardzo dużo pieniędzy zainwestowały w niego fundusze private equity, ale także fundusze emerytalne.
– I tego to już zupełnie nie rozumiem. Rozumiem naiwnych, żądnych zysku ludzi, ale fundusze z całą armią ekonomistów i prawników…
Błażej Bogdziewicz: – Można powiedzieć, że byli idiotami, że popełnili błąd. Ale jest jeszcze jedna sprawa, moim zdaniem zupełnie już kuriozalna. Otóż współwłaścicielem FTX był Binance, największa giełda kryptowalutowa. Bankman-Fried ich wykupił, co wydawałoby się być normalną transakcją. Ale normalną nie było, bo Bankman-Fried zapłacił nie dolarami, euro, jenami, nawet nie bitcoinem. On zapłacił wymyśloną przez siebie kryptowalutą! Przecież to jakaś piramidalna bzdura. I wcale nie wyjątkowa dla tego rynku, bo wiele platform emituje własne kryptowaluty i ludzie je kupują.
Piotr Przedwojski: – I tu wracamy do technologii blockchain. Jeśli bankierzy centralni kompletnie się skompromitują i dojdzie do globalnej hiperinflacji, to ludzie może tą technologią się zainteresują właśnie dlatego, że – podobnie jak w wypadku złota – nie można emitować więcej bitcoina niż pozwalają na to fizyczne możliwości. To mało prawdopobne, ale możliwe.
Błażej Bogdziewicz: – Powiem szczerze, że wolę zdegenerowane instytucje państwowe ze zdegenerowanym bankiem centralnym niż jakąś walutę, którą wymyśliło dwóch gości siedzących na moście w Key West i moczących nogi w Atlantyku. Przecież to jest całkowita fikcja, w tym nie ma żadnej wartości, to bardziej kuriozalne niż słynne oszustwo z cebulkami tulipanów w siedemnastowiecznej Holandii. Bo z tymi cebulkami coś jednak można było zrobić, a w wypadku kryptowalut mamy trzydzieści kilka znaków i to wszystko.
Piotr Przedwojski: – Ja też wolę słabe instytucje państwa, ale co zrobić, gdy państwo zniknie? Swoją drogą tulipan po jakimś czasie zwiędnie, a kod kryptowaluty będziesz miał dłużej – dopóki gdzieś będzie prąd. Użyteczność jest niska, ale nie zerowa.
Błażej Bogdziewicz: – Co ci z tego przyjdzie? Jeszcze jak masz bitcoina, to dzisiaj możesz mieć nadzieję, że on się jakoś odrodzi. Ale inne kryptowaluty, które ktoś sobie wymyślił pijąc drinka na Bahamach? To jest dziwny świat. Weźmy taką technologię NFT, niezwykle do niedawna popularną. To jakieś gify, do których rzekomo miałeś prawo. Ale jakie prawo? Przecież twoja własność do nich nie wynikała z prawa cywilnego, a jedynie z jakiegoś internetowego prawa zwyczajowego. Za te gify płacono bajońskie kwoty, a teraz ich ceny oczywiście dramatycznie spadły. Poruszamy się w oparach absurdu. Wydaje mi się, że trzeba zejść na ziemię.
Rozmawiał Piotr Gajdziński