Czy inwestorzy powinni obawiać się stagflacji? – Robert Kośka dla Gazety Giełdy Parkiet
Robert Kośka, Dyrektor Sprzedaży F-Trust; Makler Papierów Wartościowych
Zakazane słowo “stagflacja” coraz częściej zaczyna się pojawiać w wypowiedziach ekonomistów. Tym potężnym problemem zajął się w swoim komentarzu dla “Gazety Giełdy Parkiet” również Robert Kośka, dyrektor sprzedaży F-Trust”. Wskazuje on, że choć “w tym roku, jak dotąd, wzrost gospodarczy na wielu obszarach świata był solidny, a stopy bezrobocia, choć generalnie nadal pozostają powyżej poziomów sprzed pandemii, spadły. Wydaje się jednak, że ożywienie gospodarcze traci impet, podsycając obawy przed stagnacją. Dodatkowo ostatnie dane z rynku pracy w USA sprawiają, że niektórzy analitycy już sięgają po słowo „s”. Dane o zatrudnieniu w USA pokazały, że w sierpniu gospodarka dodała 235 tys. miejsc pracy, podczas gdy spodziewano się ich ponad 700 tys. We wrześniu natomiast oczekiwano 500 tys. nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych, tymczasem dodano raptem 194 tys. Wielkie rozczarowanie”.
Stagflacja jest szczególnie drażliwym problemem, ponieważ łączy w sobie dwie bolączki – wysoką inflację i słaby wzrost – które zwykle nie idą w parze. W tym roku, jak dotąd, wzrost gospodarczy na wielu obszarach świata był solidny, a stopy bezrobocia, choć generalnie nadal pozostają powyżej poziomów sprzed pandemii, spadły. Wydaje się jednak, że ożywienie gospodarcze traci impet, podsycając obawy przed stagnacją. Dodatkowo ostatnie dane z rynku pracy w USA sprawiają, że niektórzy analitycy już sięgają po słowo „s”. Dane o zatrudnieniu w USA pokazały, że w sierpniu gospodarka dodała 235 tys. miejsc pracy, podczas gdy spodziewano się ich ponad 700 tys. We wrześniu natomiast oczekiwano 500 tys. nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych, tymczasem dodano raptem 194 tys. Wielkie rozczarowanie. W normalnych czasach byłaby to ogromna liczba, ale nie żyjemy w normalnych czasach. Do tego „wskaźnik ubóstwa” – który polega jedynie na dodaniu stopy bezrobocia do stopy inflacji – jest niezwykle wysoki w porównaniu z ostatnimi dekadami. W związku z tym, że bezrobocie utrzymuje się powyżej poziomów sprzed pandemii, a inflacja gwałtownie rośnie.
Światowa gospodarka po raz kolejny musi radzić sobie z szokami cen energii i żywności. Światowe ceny żywności wzrosły w ciągu ostatniego roku o około jedną trzecią, ceny gazu i węgla są zbliżone do rekordowych poziomów w Azji i Europie. Zapasy obu paliw są niepokojąco niskie w dużych gospodarkach, m. in. w Chinach i Indiach. Do tego przerwy w dostawie prądu, będące już problemem w Chinach, mogą się rozprzestrzeniać. Rosnące koszty energii będą wywierać większą presję na wzrost inflacji i jeszcze bardziej pogorszyć nastroje gospodarcze na całym świecie. Bardzo wysokie koszty energii stanowią poważne zagrożenie dla ożywienia. Gwałtownie rosnące ceny lub niedobory energii nadszarpną budżety gospodarstw domowych i firm oraz uderzą w wydatki i produkcję. Rządy zbliżają się do ograniczania środków stymulacyjnych, a banki centralne są o krok od zaostrzania polityki. Widać więc, że wchodzimy w bardziej inflacyjny świat. Jednak mamy nadzieję, że przynajmniej przez jakiś czas będzie on połączony z silnym wzrostem. Główne ryzyko w tej chwili prawdopodobnie wynika z przeciągania procesu ponownego otwarcia i powrotu pracowników do pracy. Cierpi aktywność i wzrost gospodarczy, a problemy z łańcuchem dostaw się przeciągają, częściowo z powodu zakłóceń na rynku pracy. Ale wciąż jest tam duży popyt, gdyż w przeciwnym razie płace by nie rosły. Patrząc na powyższe czynniki, już widzimy łagodną stagflację.
Z pewnością warto mieć otwarty umysł i bacznie obserwować rynek pracy. Jedno jest pewne – inwestorzy powinni mieć nadzieję, że uda nam się uniknąć stagflacji. Stawką jest kolejna dekada.
Zobacz także: