Rozmowa z Krzysztofem Jeske, prezesem Zarządu F-Trust
Z Krzysztofem Jeske, prezesem Zarządu F-Trust, rozmawia Piotr Gajdziński
– Rośniesz?
– Tak, w tym roku F-Trust rósł dość szybko, a co najważniejsze – stabilnie. Także w grudniu, który w naszej branży jest specyficznym miesiącem, bo w tym czasie myśli się raczej o wydawaniu pieniędzy niż inwestowaniu, sprzedaż była na stałym poziomie.
– Tempo tego wzrostu było satysfakcjonujące?
– Więcej niż zadowalające – 10 milionów zł miesięcznie. Gdyby ktoś na początku działalności F-Trust, w sierpniu 2011 roku, obiecałby mi takie tempo, zaniósłbym go na rękach do Częstochowy, a może nawet przez Alpy do Rzymu. Ale wiesz przecież, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Marzę, aby w przyszłym roku wzrost był jeszcze bardziej dynamiczny. I mam nadzieję, że będzie, bo jesteśmy do tego dobrze przygotowani. Marzę o podwojeniu aktywów…
– Chyba trochę przesadzasz…
– Trochę tak, a trochę wyznaczam spółce ambitny cel na następne lata. W 2013 rok wkroczyliśmy z 67 milionami, dzisiaj jest to ponad 180 milionów. To ogromny postęp. Nie byłoby go, gdyby nie wiara w sukces, determinacja i zaangażowanie wszystkich pracowników F-Trust. Gdyby nie dobra oferta produktowa i – choć może to zabrzmieć nieskromnie – dobra marka, jaką wyrobiliśmy sobie na rynku.
– Nim przejdziemy do przyszłości, zatrzymajmy się na chwilę na podsumowaniu 2013 roku. Rozumiem, że jesteś zadowolony.
– Bardzo zadowolony. Dobrze, że nie mam natury hazardzisty, bo nie obstawiałbym takiego sukcesu, jaki stał się udziałem F-Trust.
Na ten sukces składają się aktywa, które osiągnęły wartość, jakiej się nie spodziewałem. Dużym sukcesem było też wdrożenie w marcu 2013 roku telefonicznej obsługi klienta. Co więcej, udało nam się już przekonać do korzystania z tego systemu blisko połowę klientów, co oznacza, że system zdaje egzamin, jest łatwy w obsłudze, przyjazny i efektywny. Znacząco też, i to jest chyba największa wartość mijającego roku, rozszerzyliśmy ofertę dla naszych klientów. W tej chwili mogą oni korzystać z ponad 500 funduszy inwestujących dosłownie na całym świecie i praktycznie we wszystkie możliwe klasy aktywów. Chyba nie będzie przesadą jeśli powiem, a nieźle znam ten rynek, że F-Trust ma prawdopodobnie najszerszą ofertę w całej Polsce. Chyba nie ma w Polsce nikogo poza nami, kto poza bardzo wieloma polskimi funduszami dawałby klientom dostęp do oferty „wielkiej czwórki”: BlackRock, Franklin, Fidelity i Schroders. To że F-Trust współpracuje z tymi gigantami coś o nas mówi, bo wszystkie te firmy bardzo starannie dobierają współpracowników i w tym procesie kładą nacisk na jakość, a nie ilość.
– W tej beczce miodu jest jednak i łyżka dziegciu.
– Powiedziałbym – łyżeczka. Cały czas borykamy się ze zbyt małą ilością doradców. W 2013 roku udało nam się pozyskać dziesięć osób, które wybieraliśmy bardzo starannie, zwracając uwagę na ich kompetencje, dotychczasowe sukcesy, umiejętność pozyskiwania klientów. A mimo to nie wszystkim udało się osiągnąć sukces. Myślę, że wynika to z zupełnie innego modelu pracy w naszej spółce, w porównaniu z instytucjami obsługującymi klientów detalicznych. Z konieczności ciągłej pracy z klientami, utrzymania z nimi świetnych relacji, w dowolnym czasie i miejscu wskazanym przez klientów. Porównałbym sposób prowadzenia przez nas działalności do private bankingu, ale „bardziej”. Jeśli klient chce się spotkać w sobotę 200 km od siedziby doradcy – spotyka się. Jeżeli potrzebuje analizy „na wczoraj”, otrzymuje ją.
– Ustaliliśmy już, że prezes jest zadowolony. Pytanie czy zadowoleni są również klienci.
– To w końcu oni są najważniejsi, a nasz sukces na rynku zależy od ich satysfakcji. Ale tak, mam wrażenie, że klienci mają wiele powodów do zadowolenia i satysfakcji. Ogromna większość klientów zarobiła, bardzo wielu zarobiło naprawdę sporo. Co ważne, ani jednego klienta nie wsadziliśmy na minę, której eksplozja mogła się okazać bolesna. Mam na myśli choćby fundusze inwestujące w Turcji, gdzie inne firmy namawiały do inwestowania ogromnych pieniędzy, a tymczasem turecki rynek mocno w 2013 roku spadł i wielu inwestorów znalazło się pod wodą. My nie mamy takiej wpadki. Oczywiście nie wszyscy mogą się czuć w pełni usatysfakcjonowani, bo w filozofii naszej spółki bardzo ważne miejsce zajmuje dywersyfikacja. To zapewnia bezpieczeństwo, ale też, powiedzmy to szczerze, do pewnego stopnia ogranicza potencjał wzrostu.
– A konkretnie?
– Teoretycznie na początku 2013 roku można było zainwestować wszystkie środki w akcje polskich małych oraz średnich spółek i zarobić w ciągu roku blisko 50%. Tymczasem mając na uwadze dywersyfikację, trzeba było inwestować też w inne aktywa i inne rynki, które w 2013 roku przyniosły mniejszą stopę zwrotu. To jest oczywiście myślenie post factum, ale większość inwestorów tak rzeczywiście kalkuluje. Filozofia F-Trust odcina skrajności, bo inwestowanie to nie hazard. Najpierw trzeba chronić kapitał, a dopiero później myśleć o zysku.
– Przebojem 2013 roku były akcje…
– Ale nie wszystkie! Na przykład Ameryka Łacińska przyniosła inwestorom spore straty. Najbardziej wzrósł rynek polski i amerykański. Ale jak już poskrobiesz głębiej, na przykład dokładniej przyjrzysz się warszawskiemu parkietowi, to okaże się, że zarobiły przede wszystkim „misie”, czyli małe i średnie spółki. Duże, owszem, przyniosły zysk, ale niewielki. Panuje pogląd, że 2013 rok był genialny dla akcji, ale to nieprawda. Przykładem wspomniana już Turcja i Ameryka Łacińska, ale także Rosja. Nie najlepiej było w Chinach.
– Jak będzie w przyszłym roku?
– Obawiam się dużej zmienności i nerwowości. Zobaczymy, bo tak naprawdę odpowiedź na to pytanie zaczniemy poznawać dopiero w styczniu. Nie wiemy, jakie będą konsekwencje ograniczania luzowania ilościowego. Nie wiemy co ostatecznie będzie z OFE, bo tutaj mamy sprzeczne sygnały. Część analityków jest zdania, że rynek już zdyskontował zmianę, inni malują raczej czarny scenariusz. Są też sprzeczne sygnały dotyczące Starej Europy, jest podatek od zysków z inwestycji w akcje w Stanach Zjednoczonych, który mówi, że jeśli sprzedaż akcje przed upływem roku od ich kupna, to musisz zapłacić 50-procentowy podatek. Dlatego wielu będzie trzymało akcje do końca pierwszego kwartału, ale później wielu może chcieć je sprzedać, co może oznaczać spadki na nowojorskiej giełdzie, a niewykluczone, że także na innych światowych parkietach.
Kończy się też, moim zdaniem, czas wzrostu będący efektem polityki luzowania ilościowego amerykańskiego banku centralnego. Coraz bardziej zaczynają się liczyć wyniki spółek. Powoli wracamy więc do prawdziwej ekonomii. To dobrze, ale z okresu pokryzysowego możemy wychodzić z turbulencjami.
– Jesteś pesymistą!
– Nie, jestem tylko ostrożny. Myślę, że za dwanaście miesięcy inwestorzy będą mogli otwierać szampana i pić go z radością, ale obawiam się dużej zmienności rynków w 2014 roku. Ekonomia się poprawia i spółki zaczną pokazywać dobre wyniki. Także dlatego, że kryzys jest zawsze oczyszczający – dzięki niemu upadło wiele firm, ale te które pozostały są silniejsze i mają porządną strukturę kosztową. To optymistycznie rokuje na przyszłość. Ale nie wierzę, że rok 2014 będzie jakimś fajerwerkiem. Korzystne powinny być inwestycje w akcje i w rynek pieniężny.
– Masz dobry przegląd polskiego rynku. Czego oczekują polscy klienci.
– Trochę skoryguję Twoją tezę – owszem, mam dobry przegląd polskiego rynku, ale przede wszystkim tej części, która dotyczy klientów zamożnych. Nie chciałbym mówić o rynku dla klienta masowego.
– Dobrze, czego więc oczekują zamożni polscy inwestorzy?
– Przede wszystkim oczywiście wysokiej stopy wzrostu. To absolutnie najważniejsze. Ale oczekują też uczciwego podejścia i prawdy, jasnego przedstawiania sytuacji i dobrej, analitycznej informacji. Coraz więcej zamożnych osób rozumie, że ważne jest nie tylko zarabianie, ale również ochrona kapitału i że inwestycja w fundusze jest działaniem długofalowym. Z satysfakcją zauważam, że bardzo wielu klientów ma naprawdę dużą wiedzę o produktach inwestycyjnych i różnych rynkach, że ta wiedza, jeszcze kilka lat temu bardzo powierzchowna, dzisiaj jest już naprawdę mocno pogłębiona. Klienci coraz rzadziej kierują się emocjami, impulsem.
– Pieniądze zawsze są związane z emocjami. Im trudniej zarobione, tym emocje większe.
– Im emocji w działalności inwestycyjnej mniej, tym lepiej. Im więcej zimnej kalkulacji, „mędrca szkła i oka”, tym bezpieczniej.
Zobacz także: