Czy można jeszcze zarobić na rynkach wschodzących? Naczynia bardzo połączone.
Dziennik Gazeta Prawna” z 16 października 2013 roku publikuje tekst Andrzeja Miszczuka, Głównego Stratega F-Trust, o okazjach inwestycyjnych na rynkach zagranicznych. Zachęcamy do lektury.
Straciły one w tym czasie 10,2%, podczas gdy światowy indeks zyskał 11,7%. Turcja, która długo była faworytem inwestorów także w Polsce, spadła o 13,7%, ale to nic wobec takich „kwiatków”, jak Peru (-33.1%), Brazylia (-20.9%), czy Indie (-20.2%). Na ich tle Chiny (spadek o 5,1%) można uznać za symbol stabilizacji.
Czy ta obniżka stwarza szansę dla inwestorów, czy oznacza raczej konieczność szybkiego wycofania się? Odpowiedź nie jest prosta. Zacznijmy może od rynku amerykańskiego. W sierpniu byliśmy świadkami ucieczki inwestorów od tamtejszych akcji i obligacji. Pieniądze z ich sprzedaży trafiły przede wszystkim na depozyty, bo gdy czasy niepewne, a rynek chwiejny, inwestorzy kierują swoją energię na ochronę kapitału, a nie jego pomnażanie. Jedną z głównych przyczyn tej ucieczki do depozytów było nadwyrężone zaufanie do amerykańskiego banku centralnego, wywołane wypowiedzią Bena Bernanke, który ogłosił zmniejszenie zakupu amerykańskich obligacji. Wprawdzie Bernanke w kolejnym swoim publicznym wystąpieniu zrelatywizował poprzednią wypowiedź, ale rynek się wystraszył. I uciekł. Z bijącym sercem oczekiwano więc na kolejne wystąpienie Fed. W dniu 18 września Fed zaskoczył jeszcze raz i Bernanke nie ogłosił oczekiwanego zmniejszenia zakupów. Wielu inwestorów poczuło się zagubionych.
Na światowe perturbacje o charakterze ekonomicznym nałożyły się jeszcze problemy polityczne, dzisiaj najbardziej widoczne w basenie Morza Śródziemnego i dotyczące przede wszystkim Syrii. Wydarzenia w tym kraju mają duży wpływ na Turcję, która w ostatnim czasie była ulubieńcem inwestorów, a teraz doświadcza, jak chwiejnym partnerem bywa oblubieniec nazywany „globalnym rynkiem finansowym”.
Moim zdaniem dla inwestorów, którzy myślą w perspektywie długofalowej, rynki wschodzące nadal są jednak wielką szansą. Po pierwsze z powodów demograficznych. W krajach azjatyckich wzrost urodzeń jest cały czas wysoki, a w porównaniu z Europą i Japonia wręcz imponujący. To oznacza zwiększony popyt w najbliższych latach, który będzie miał niemały wpływ na koniunkturę w całej Azji i Ameryce Południowej, a co z punktu widzenia inwestorów najważniejsze – w Chinach, Indiach, Indonezji. Drugim, bardzo istotnym czynnikiem dającym inwestorom nadzieję na zyski jest konwergencja, czyli upodabnianie się krajów azjatyckich oraz państw Ameryki Łacińskiej do Stanów Zjednoczonych i Europy. Konsumpcyjny styl życia upowszechnił się zarówno w Azji, jak i w Ameryce Południowej i cały czas zdobywa rzesze nowych wyznawców. Wybuch społecznych aspiracji w Chinach, chęci posiadania i bogacenia się, był w ostatnich latach jednym z najważniejszych filarów imponującego wzrostu gospodarczego w tym kraju. Przykładem chyba najbardziej spektakularnym jest wzrost produkcji i importu samochodów w państwach azjatyckich, ale także sprzedaż sprzętu AGD, RTV, czy komputerów.
Pytanie, czy należy w tej chwili skupić się na akcjach przedsiębiorstw, czy raczej na obligacjach. Moim zdaniem mamy dobry czas na zakup obligacji, pod warunkiem ich selektywnego i ostrożnego wyboru. W przeciwieństwie do wielu entuzjastów jestem sceptyczny jeśli chodzi o rynek chiński. Owszem, jest to kraj, który nadal chwali się imponującym wzrostem gospodarczym, owszem, rośnie tam konsumpcja, ale Chiny borykają się z wieloma problemami społecznymi, których rozwiązanie wydaje mi się w najbliższym czasie mało prawdopodobne. Istotnym czynnikiem obniżającym mój entuzjazm dla chińskich obligacji są też narastające problemy ekonomiczne. „Financial Times” opublikował niedawno dane obrazujące wysokość kredytowania chińskich firm przez państwowe banki. Widać z nich, że do 2008 roku kredyty udzielane przez państwowe banki trwały na bardzo niskim, niemal niezmienionym poziomie. Po prostu Chiny rosły dzięki zagranicznym inwestycjom bezpośrednim. Po 2008 roku kredytowe zaangażowanie banków państwowych musiało wzrosnąć i w latach 2008-2009 podwoiło się. Od tego czasu nadal nieustannie się zwiększa. Chińskie firmy potrzebują bowiem kapitału. Pozyskują go z banków państwowych co oznacza, że kredytowane są także przedsiębiorstwa nierentowne, które normalnie funkcjonujący rynek po prostu by wypluł. Dane z chińskiego rynku są nieubłagane – przy kosztach finansowania, wynoszących 6-7%, rentowność państwowych firm oscyluje wokół 4-5%, a prywatnych przekracza 12%. W moim przekonaniu załamanie finansowe w Chinach jeśli nie jest nieuchronne, to na pewno bardzo prawdopodobne. Chyba że chiński bank centralny podejmie akcję łatwego pieniądza na wzór krajów rozwiniętych i zaaplikuje nam globalną inflację.
Dobrym pomysłem jest natomiast zakup obligacji tureckich oraz meksykańskich. Turcja ma mocne podstawy makroekonomiczne, a jej problemy z Syrią przeminą. Na Meksyk stawiam z powodu jego silnego i trwałego powiązania z gospodarką amerykańską, która płynnie wychodzi z kłopotów. Radziłbym też uważnie śledzić sytuację w Indiach oraz Indonezji, bo tamtejsze gospodarki mają duży potencjał wzrostu, ale na razie hamulcem jest zbyt wysoka inflacja.
Inwestycje w obligacje nie powinny oznaczać całkowitego odwrócenia się od akcji. Pieniądze, które dzisiaj spoczywają na bankowych depozytach zaczynają już inwestorów parzyć i poszukują oni nowych okazji. Ale dobór akcji musi być bardzo staranny i przemyślany. Moim zdaniem największy nacisk trzeba położyć na zachodnie firmy – japońskie, amerykańskie, z Unii Europejskiej, w tym również z Polski – które ulokowały swoją produkcję w tanich państwach, jak Chiny, Wietnam lub Europa Centralna, ale swoje towary sprzedają na całym świecie. To zapewnia im niższe koszty wytwarzania i dostęp do szerokich rynków zbytu. Jeśli tylko mają dobry sposób finansowania i dobry produkt, są właściwie skazane na sukces.
Korekta cen akcji na rynkach wschodzących stworzyła okazję do powrotu na te rynki. Pozwolę sobie w tym miejscu na nurtującą mnie od pewnego czasu uwagę. Czy możliwa jest większa korekta cen akcji rynków rozwinietych, podobnie jak to sie stało w tym roku z rynkami wschodzącymi? To zawsze jest możliwe, zwłaszcza gdy rynki są nerwowe z powodu małej widoczności lub nieoczekiwanych akcji banków centralnych. Korekta rzędu 5% może mieć miejsce z uzasadnieniem wypłaty zysków po tegorocznych wzrostach. W tej sytuacji, kraje wschodzące, które miały już korektę mogą na koniec roku wypaść lepiej. W sumie, polityka Fed i Bena Bernanke bardzo pomogła rynkom wschodzącym i obniżyła ich koszty finansowe. Myślę, że dyrektorzy FOMC wzięli pod uwage trudną sytuację na rynkach wschodzących, potencjalnych konsumentów towarów amerykańskich. Podtrzymując konsumentów z rynków wschodzących Amerykanie dają szansę własnym firmom na eksport. W ten sposób jeszcze raz można się przekonać, że ekonomia to naczynia połączone. Bardzo połączone.
Autor jest Głównym Strategiem spółki F-Trust. Pracował w warszawskim Instytucie Koniunktur i Cen oraz w Banku Handlowym, a następnie w szwajcarskim Capital Group, jednej z największych firm zarządzających na świecie.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ