Piotr Kuczyński dla F-Trust: działanie niezależnych dystrybutorów powinno być oparte o relacje a nie opowiadanie dyrdymałów
F-Trust: Długie lata przepracował Pan w niezależnej firmie dystrybuującej fundusze inwestycyjne…
Piotr Kuczyński: To trochę przesada. Xelion nigdy nie był firmą w pełni niezależną, przez wiele lat był własnością Unicredit i Pekao SA, a teraz jego całkowitym właścicielem jest Pekao SA.
F-Trust: Tak, ale nie był to jednak bank. Czy niezależne firmy dystrybuujące produkty inwestycyjne mają rację bytu na polskim rynku? Może fundusze inwestycyjne powinny być po prostu dostępne wyłącznie w bankach.
Piotr Kuczyński: Niezależne firmy powinny istnieć, bo tutaj – jeśli tylko analitycy i doradcy klienta mają duży stopień niezależności, nie są spętani planami sprzedażowymi – klienci mogą się czuć bardziej bezpieczni i liczyć na lepszy, bardziej profesjonalny poziom obsługi. W bankach doradcy mają bardzo wąski zakres swobody, muszą realizować plany sprzedażowe, to znaczy sprzedawać klientom konkretne produkty, a nie te, których klient akurat potrzebuje. W niezależnej firmie doradca musi mieć swobodę kształtowania portfela klienta, „szyć” portfel pod potrzeby konkretnego inwestora, a nie sugerować mu produkty, które odgórnie każe mu się sprzedawać. Przez trzynaście lat pracy jako główny analityk w Xelionie nigdy nie próbowano wywierać na mnie presji, zmuszać do promowania rozwiązań, które nie były zgodne z moimi poglądami. I to jest najlepszy z możliwych modeli. Filozofia działania niezależnych dystrybutorów powinna być oparta na budowaniu długoterminowych relacji z klientami, a nie na opowiadaniu dyrdymałów, jak to jest wspaniale i jaka świetlana przyszłość nas czeka. Bo rynki są zmienne i klient musi mieć poczucie, że doradca jest wobec niego uczciwy i szczery. Tylko w ten sposób można zbudować zaufanie, a dzięki niemu długotrwałe relacje. Tymczasem doradców bankowych najczęściej obowiązują plany sprzedażowe, a to nie sprzyja budowaniu zaufania, a w konsekwencji nie sprzyja klientowi.
Kuriozalne pomysły inwestycyjne
F-Trust: Błażej Bogdziewicz, zarządzający Caspara, napisał niedawno w „Parkiecie”, że przejrzał wiele forów internetowych, gdzie radzi się ludziom, aby inwestowali na przykład w hodowlę choinek. Równie egzotycznych pomysłów jest tam więcej, niektóre jeszcze bardziej kuriozalne. Zadziwiające, ale na tych forach nie ma tylko jednego – porady, aby inwestować w akcje, które przecież od dziesięciu lat rosną.
Piotr Kuczyński: Ale nie w Polsce. Akcje rosną za granicą, a polscy inwestorzy boją się wychodzić na zagraniczne rynki. Wolą pozostawać w kraju, gdzie nie zarabiają. Robią tak nawet osoby, które widzą tę hossę na zagranicznych parkietach, z zazdrością patrzą na wzrosty indeksów na przykład w Stanach Zjednoczonych, ale nie dają się namówić do inwestowania na tamtejszym rynku. Jeśli dobrze pamiętam, to tylko 20 procent polskich inwestorów kupuje akcje spółek notowanych na zagranicznych rynkach. To zatrważająco mało.
F-Trust: Z czego to wynika? Przecież dzisiaj to łatwe.
Piotr Kuczyński: Nie rozumieją i boją się. Wielu ludziom wydaje się, że jak co tydzień przyjeżdżają na stacje Orlenu, jak co roku odnawiają polisę PZU, to mają nad tymi firmami jakąś kontrolę. Powtarzam: wydaje im się. Ale taka filozofia nie jest tak do końca głupia. W Stanach Zjednoczonych w czasach trwającej od początku lat osiemdziesiątych do początku lat dwutysięcznych super hossy, na rynku kapitałowym bardzo dobrze zarabiały gospodynie domowe, które zakładały „kółka inwestorskie” i wspólnie inwestowały na amerykańskiej giełdzie. Przy czym tam obowiązywała zasada, że inwestuje się w firmy, których produkty są w tym gronie znane, cenione i często kupowane. W Polsce mamy obecnie podobne zjawisko. Oczywiście nie chodzi o gospodarstwa domowe, tak daleko jeszcze nie doszliśmy, ale generalnie Polacy wolą kupować polskie akcje.
Przekonaj się o naszym podejściu do Klientów. Zapisz się do newslettera, otrzymuj darmowe poradniki i raporty inwestycyjne
Piotr Kuczyński: polska giełda zachowuje się po prostu dramatycznie
F-Trust: Filozofia dobra, ale tylko gdy giełda rośnie. Polska nie rośnie. Weźmy kwiecień – niemiecki DAX urósł o 7,5%, o Stanach Zjednoczonych nie ma już co wspominać, rynki rozwijające się urosły o 2%, a warszawski parkiet ledwie o 0,8%.
Piotr Kuczyński: Spójrzmy na dłuższy okres. W 2007 roku, przed upadkiem Lehmann Brothers, WIG20 osiągnął poziom 3900 punktów. Teraz, po dwunastu latach, mamy 2200 punktów. Tymczasem indeksy amerykańskie dawno już przekroczyły poziomy z 2007 roku, więc WIG20 powinien mieć dzisiaj ponad 4000 punktów. Ma blisko dwa razy mniej. Polska giełda zachowuje się po prostu dramatycznie. Z dwóch powodów. Podstawowy to reforma systemu emerytalnego z 2014 roku. Żeby nie było wątpliwości, byłem zwolennikiem tej zmiany i nadal uważam, że zamiana jednego zobowiązania państwa na drugie, słabsze, ale jednak, nie była w tamtym czasie najgorszym rozwiązaniem. Nie ulega jednak wątpliwości, że wzięcie 150 mld zł i zmiana warunków spowodowały, że Otwarte Fundusze Emerytalne straciły na znaczeniu. A wtedy zagranica straciła zainteresowanie polskim rynkiem, bo po prostu nie miała komu sprzedawać. Z kim oni mieliby dzisiaj handlować? Z panem, ze mną, przysłowiowym Kowalskim? A polską giełdą rządzi przecież zagranica. Na GPW nie ma dzisiaj dużego instytucjonalnego popytu.
Ostatnio natomiast szkodzi nam to, że coraz większa część spółek z WIG20, które zawsze cieszyły się największym zainteresowaniem zagranicznych inwestorów, bo to duże, płynne spółki, została zdominowana przez państwowego właściciela. Tego zagraniczni inwestorzy nie lubią. Zresztą spójrzmy na przykład na spółki energetyczne, które zostały obciążone kopalniami, na banki, które zostały obciążone podatkiem, na szaloną karuzelę prezesów w kontrolowanych przez państwo spółkach. To nie tylko nie buduje zaufania inwestorów, to ich odstrasza. Do tego dochodzą tzw. reformy sądownicze, które też się przecież Zachodowi nie podobają. Echa tych wydarzeń docierają do ludzi na Zachodzie, którzy rządzą pieniędzmi. Mamy więc sytuację, że OFE zostały zmarginalizowane i mało jest pieniędzy z zagranicy. Jesteśmy w czarnej dziurze. Bryndza.
F-Trust: Czy powołanie Pracowniczych Planów Kapitałowych ma szansę zmienić tę sytuację?
Piotr Kuczyński: Przez trzy lata Otwarte Fundusze Emerytalne były niczym stojąca na kredensie świnka-skarbonka, do której rząd miał zamiar sięgnąć, gdy tylko pojawi się problem. Trzy lata temu, gdy premier Morawiecki ogłosił, że 25% pieniędzy zgromadzonych w śwince-skarbonce trafi do Funduszu Rezerwy Demograficznej, a 75% do prywatnych funduszy powiedziałem, że WIG może w ciągu roku podskoczyć nawet o 100%. Pod warunkiem jednak, że rząd wykona tę zapowiedź bez żadnych haczyków i w życie wejdą Pracownicze Plany Kapitałowe. Teraz jednak widać, że ta reforma ma haczyki. Mimo to uważam, że – patrząc na to wyłącznie z perspektywy rynku kapitałowego – ta reforma dałaby dobre skutki. Dałaby, gdyby OFE zostały rozwiązane w duchu zapowiedzi sprzed trzech lat, a tak teraz nie jest. Dzisiaj jednak nie wiadomo jeszcze, jaki będzie ostateczny kształt tej reformy, na to trzeba poczekać zwłaszcza, że mamy rok wyborczy. Pytanie też, jak tę reformę oceni Zachód, bo to właściwie dla warszawskiego parkietu kluczowe.
Poznaj zalety Platformy Funduszy F-TrustPlatforma Funduszy
F-Trust: Polak powinien więc inwestować w akcje zagraniczne? Można to przecież robić przez fundusze obecne w Polsce.
Zawsze tak twierdziłem i dzisiaj nie widzę żadnych powodów, aby zmieniać zdanie. Przede wszystkim Polak powinien inwestować w Stanach Zjednoczonych, bo to jest lider stada i od zachowania amerykańskich indeksów w dużym stopniu zależą wszystkie giełdy na świecie. Oczywiście, pojawia się wiele okazji na przykład w krajach rozwijających, gdzie giełda rośnie znacznie szybciej niż w USA. Tyle, że wiąże się to z większym ryzykiem. Spójrzmy na Turcję, która przez wiele lat dawała naprawdę dobrą stopę zwrotu, ale dzisiaj jest tam bardzo źle.
Przede wszystkim edukacja!
F-Trust: Wróćmy do początku naszej rozmowy. Po trzydziestu latach funkcjonowania wolnego rynku Polacy nadal nie najlepiej rozumieją rynek kapitałowy. Ale też edukacja ekonomiczna u nas leży. Kto powinien uczyć Polaków ekonomii?
Piotr Kuczyński: Przede wszystkim media. Ale nie bardzo to robią, bo nie ma wielkiego zainteresowania tematami ekonomicznymi. W Stanach Zjednoczonych, gdzie 60% społeczeństwa zależy od rynku kapitałowego, bo inwestuje w akcje, fundusze, ma fundusze emerytalne, są dwie wielkie telewizje biznesowe, czyli Bloomberg oraz CNBC i niezliczona ilość czasopism ekonomicznych. A u nas? TVN CNBC już nie ma, TV Biznes również. Oczywiście edukacją ekonomiczną powinna zająć się szkoła, i to od najmłodszych lat, ale też tego nie robi. Więc ciężar nauczenia Polaków ekonomii spada wyłącznie na firmy działające na rynku kapitałowym. To mało, ale od czegoś trzeba zacząć.
Zobacz także: