Z Andrzejem Miszczukiem, Głównym Strategiem F-Trust, rozmawia Piotr Gajdziński
Wyglądasz na optymistę. To efekt lunchu, do którego właśnie zasiedliśmy, czy liczysz, że przed nami dobry rok?
– Liczę i na dobry lunch, i na dobry rok. Jestem optymistą, choć nie tak wielkim, jak rok temu o tej porze. Jest duża różnica między sytuacją obecną, a tą ze stycznia 2013 roku. Jesteśmy po dużych, 25-procentowych, wzrostach na rynkach rozwiniętych. Doszliśmy do szczytów, a w niektórych wypadkach, choćby w Stanach Zjednoczonych, nawet te szczyty przekroczyliśmy. To powoduje, że mój optymizm jest nieco stępiony, bo ubiegłoroczne wzrosty każą zadać pytanie o korektę. To cień kładący się na rynkach i nie pozwalający mi być bezwzględnym optymistą.
Taki „optymistyczny pesymizm”?
– Nie, nie, ostrożny optymizm. Myślę, że w tym roku nadal będzie można zarobić. Jeśli w styczniu 2013 roku mogłem z czystym sumieniem powiedzieć: Kupujcie i nie lękajcie się, to w tym roku powiem: Bądź świadomy, że nie będzie to tak dobry rok, jak ubiegły. Ale bądź aktywny. Także dlatego, że nie masz alternatywy.
Dlaczego?
– Bo przy odpowiedniej selekcji inwestycje, na przykład w niektóre akcje, mogą okazać się ciekawą formą lokowania kapitału. A sądzę, że po ubiegłorocznych korektach na rynku obligacji, także niektóre z nich mogą być interesujące. Także dlatego, że inflacja jest niska i moim zdaniem pozostanie taka przez cały rok. Nie spodziewam się jakiegoś spektakularnego załamania rynku obligacji, czegoś na wzór korekty, która dokonała się latem 2013 roku.
Nie ma też alternatywy dla inwestycji w akcje w postaci lokat bankowych.
– Oczywiście, ich oprocentowanie jest dzisiaj na śmiesznie niskim poziomie i nic nie wskazuje, aby miało się zmienić. Spodziewam się wprawdzie podniesienia stóp procentowych, bo nieuniknione jest dalsze wygaszanie polityki łatwego pieniądza, ale nawet to nie wpłynie na wysokość oprocentowania lokat bankowych. A to dlatego, że w poprzednich latach banki dostały bardzo duży zastrzyk pieniędzy. Depozyty nie będą w tym roku żadną konkurencją nie tylko dla rynku akcji, ale nawet dla obligacji.
Prześledźmy Twoje przewidywania dla poszczególnych regionów. Jak będą się zachowywały giełdy na rynkach rozwiniętych?
– Wielu ludzi mówi dzisiaj: zostawcie rynki rozwijające, idźcie na rozwinięte. Nie podzielam tego sposobu myślenia. Na rynkach rozwiniętych spodziewam się bowiem korekty, która nie będzie może jakoś bardzo bolesna, ale na pewno odczuwalna. Po niej powinien nastąpić wzrost. Oczywiście pod warunkiem, że spółki ogłoszą dobre wyniki. Ale jeszcze ważniejsze jest pytanie, czy prognozy gospodarcze dla rynków rozwiniętych będą optymistyczne.
Szansą są nowe produkty, dlatego trzeba szukać takich spółek, które zaoferują dobre, nowatorskie produkty lub usługi. Takie, które jeśli nie dokonają rewolucji technologicznej, to przynajmniej ją zapoczątkują. Podam przykład nowego, elektrycznego BMW, które właśnie zostało zaprezentowane przez bawarski koncern. Świetny samochód, bardzo oszczędny, jego eksploatacja będzie znacznie tańsza niż obecnych pojazdów. Znajdzie wielu nabywców.
Spodziewam się, może jeszcze nie w tym roku, ale na pewno w najbliższych 2-3 latach, wejścia na rynek wielu nowatorskich rozwiązań technologicznych. Jak wiadomo, najczęściej są to produkty stworzone w sferze militarnej, które później przechodzą do cywilnych konsumentów. Zakończyła się wojna w Iraku, wygasa w Afganistanie, Amerykanie zaczynają wprowadzać na wyposażenie armii nowsze technologie, więc dotychczasowe są zwalniane „do cywila”. Myślę więc, że niebawem trafią na rynek nowe rozwiązania w dziedzinie elektroniki, informatyki, włókien, wytwarzania i przesyłania energii.
Zauważ, że zwłaszcza nowe technologie informatyczne są błyskawicznie „zasysane” przez rynki azjatyckie. W Europie i Stanach Zjednoczonych nie jest to tak spektakularne. Ale to zrozumiałe, bo azjatyckie społeczeństwo jest młode, dynamiczne, złaknione nowości. My, ludzie ze starego świata, jesteśmy dużo bardziej sceptyczni.
Co z Ameryką Łacińską? Ubiegły rok nie był łaskawy dla inwestorów, których zwabiła perspektywa organizacji przez Brazylię piłkarskich Mistrzostw Świata, a w 2016 roku igrzysk olimpijskich. To z reguły dawało gospodarkom poważny impuls rozwojowy, ale w wypadku Ameryki Południowej to nie zadziałało.
– Może zadziała w tym roku? Może będzie odwrócona kolejność? Z reguły najpierw jest euforia, a po niej kryzys, może teraz będzie odwrotnie? Nie wykluczam takiego scenariusza. Spodziewam się też poprawy sytuacji w Meksyku, bo na ten kraj bardzo oddziałują gospodarcze więzi ze Stanami Zjednoczonymi.
A same Stany Zjednoczone? Rok 2013 był nadspodziewanie dobry.
– Byłem w ostatnim roku trzy razy w Stanach Zjednoczonych i muszę powiedzieć, że w oczy rzuca się przyspieszenie w budownictwie. Widziałem to i na Florydzie, i na wschodnim wybrzeżu Atlantyku, i w Kalifornii. W Stanach przy wynajmie nieruchomości jest zadziwiająco wysoka rentowność, rzędu 12-15 procent, czego w Europie zupełnie nie ma. W Niemczech ten wskaźnik oscyluje wokół 5-6 procent. Widzę w tym sektorze ogromny potencjał, który będzie rzutował na inne branże amerykańskiej gospodarki i pchał ją do przodu.
Po drugie nowoczesne technologie. Już o tym rozmawialiśmy, bo oczywiście te nowoczesne technologie będą wypływały przede wszystkim z amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Amerykanie są liderami w biotechnologii, ich spółki z tego sektora świetnie w 2013 roku dały zarobić.
No i jeszcze jedna rzecz. Widzę u Amerykanów nawrót optymizmu, którego w ostatnich latach brakowało. To ważna rzecz, bo oznacza, że konsumenci będą podtrzymywali wzrost gospodarczy.
A Europa? Tu optymizmu jakby mniej, choć w 2013 roku giełdy europejskie spisywały się dobrze.
– Dobrą, stabilną sytuację mamy w krajach skandynawskich oraz w Niemczech, gdzie gospodarka się rozpędza. Spodziewam się pewnych problemów w Wielkiej Brytanii, która ostatni rok miała niezły, ale teraz przeżywa pewne problemy polityczne, w tym przede wszystkim referendum w sprawie odłączenia się Szkocji. Na ogół uważa się, że Szkoci podejdą do sprawy pragmatycznie, to znaczy zagłosują za status quo, ale nie jest to przecież pewne. Po drugie, Wielka Brytania wymaga dużych nakładów infrastrukturalnych. Wątpię, czy premierowi Cameronowi wystarczy siły politycznej i odwagi, aby się za to zabrać. Owszem, w Wielkiej Brytanii pojawiają się interesujące spółki, dysponujące ciekawymi produktami, ale nie jest ich zbyt dużo. Jestem ostrożny.
Poprawia się sytuacja południa Europy, zwłaszcza Hiszpanii. Reformy w tym kraju, ale także w Portugalii, zaczynają przynosić efekty. To nie dotyczy Grecji, ale ten kraj, na szczęście, przestał być dla Unii Europejskiej i całego kontynentu problemem.
Zgrabnie ominąłeś Francję. Słyszałeś ten dowcip: konferencja prasowa w Pałacu Elizejskim. Wchodzi prezydent Holland i oświadcza, że nie będzie rozmawiał o swoim życiu erotycznym. W takim razie jeden z dziennikarzy mówi: Dobrze, porozmawiajmy o francuskiej gospodarce. Holland chwilę milczy i odpowiada. Ok, porozmawiajmy o moim życiu erotycznym.
– No tak, na razie Holland nie może się pochwalić sukcesami gospodarczymi, ale myślę, że w Pałacu Elizejskim, czy może szerzej – w Partii Socjalistycznej, zrozumieli wreszcie, że trzeba się wziąć za gospodarkę. W mediach pojawiły się już sugestie, że prezydent będzie chciał coś zrobić dla biznesu, choć ten jest póki co nieufny. Ale nie jest wykluczone, że Holland pójdzie drogą innego socjalistycznego prezydenta Francji, Francois Mitterranda, który zaczynał od ideologii, a stał się wielkim pragmatykiem. Moim zdaniem nad Sekwaną narasta przekonanie, że to ostatni dzwonek, że trzeba się wziąć do roboty. Oby!
Przeskoczmy do Azji. Chiny trzymają się przyzwoicie, ale bez rewelacji. Japońskie fundusze dały w ubiegłym roku zarobić jak nigdy dotąd, ale świat patrzy na ten region z narastającym sceptycyzmem.
– Chiński wzrost PKB w 2013 roku w wysokości 7,7 procent jest zgodny z planem. Spowolnione zostały inwestycje przemysłowe, kładzie się natomiast nacisk na konsumpcje. Tak samo zresztą jak sektor dóbr luksusowych. Azjatycka średnia klasa rośnie w oczach i coraz więcej konsumuje. Japoński program „Abenomics”, czyli polityka gospodarcza nowego premiera, nadal działa, choć trzeba pamiętać, że ten kraj staje się największym światowym dłużnikiem.
Azja pozostaje niezwykle ważnym rynkiem konsumpcyjnym i produkcyjnym, ale trzeba pamiętać, że w tym regionie panuje swoisty kult, nazwijmy to delikatnie, krótkoterminowych inwestycji, a nieco bardziej dosadnie – spekulacji. Na razie spekulanci, którzy z reguły zainteresowani są papierami wartościowymi i nieruchomościami, czekają na wyraźniejszy trend i zarabiają na depozytach oraz obligacjach. Ale moim zdaniem cierpliwości wystarczy im na krótko.
Na co jeszcze inwestorzy powinni w tym roku zwrócić uwagę?
– Na pewno na takie sektory gospodarki, jak elektronika, biotechnologia, nowoczesne technologie oraz telekomunikacja. Ale także na surowce. W warunkach powracającej inflacji surowce nie zapewniają wprawdzie tak skutecznej ochrony, jak akcje, ale warto mieć je w portfelu, bo dają poczucie stabilności.
Tyle można powiedzieć dzisiaj. Ale trzeba pamiętać, że nie wszystkie informacje są już w tej chwili znane. Spółki dopiero rozpoczęły sezon prezentacji swoich wyników, Janet Yellen dopiero w lutym zastąpi Bena Bernanke na fotelu prezesa FED, mamy do czynienia na świecie z pewnymi ryzykami politycznymi. Dlatego dzisiaj przedwczesne wydaje mi się prognozowanie sytuacji na cały 2014 rok. Nie warto być wyrywnym, bo to nie jest rozmowa o pietruszce, tylko o pieniądzach. Proponuję, abyśmy do tej tematyki wrócili za kilka tygodni.
Na lunchu?
– Oczywiście. Potraktujemy go jako nasz wkład w napędzanie przez konsumentów polskiej gospodarki.
Zobacz także: