Krzysztof Płomiński dla F-Trust: Iran – wojna jest bardzo prawdopodobna
Rozmowa z Krzysztofem Płomińskim, arabistą, byłym ambasadorem Rzeczpospolitej w Iraku i Arabii Saudyjskiej.
Piotr Gajdziński: Będzie wojna w Zatoce Perskiej?
Krzysztof Płomiński: Uważam wybuch konfliktu zbrojnego między Stanami Zjednoczonymi i Iranem za wysoce prawdopodobny. To nie musi się stać w ciągu najbliższych dni, a nawet tygodni, ale sytuacja w tym regionie jest tak nabrzmiała, że wybuch wojny jest realny.
Podłoże konfliktu
O co właściwie chodzi?
Krzysztof Płomiński: Tak naprawdę wojna amerykańsko-irańska toczy się od kilku dziesięcioleci i ma różne odsłony. Jej pierwszym aktem był zbrojny konflikt między Iranem, a popieranym w owym czasie przez USA Irakiem Saddama Husajna. Potem było obalenie irackiego dyktatora i wycofanie wojsk amerykańskich z tego kraju, co otworzyło nową przestrzeń dla Teheranu dla wzmocnienia swej pozycji w regionie. W tym kontekście trzeba też rozpatrywać powstanie i funkcjonowanie tzw. Państwa Islamskiego, które – niezależnie od terroryzmu – zahamowało budowę przez Iran korytarza lądowego przez Irak i Syrię do Libanu, czyli do największego sojusznika Teheranu, Hezbollahu.
Potem, za sprawą Baracka Obamy, irański program atomowy został poddany kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
Krzysztof Płomiński: W wyniku wielostronnego porozumienia nałożone wcześniej na Iran sankcje zostały złagodzone. Ale Partia Republikańska i obóz dzisiejszego prezydenta Donalda Trumpa już wówczas przeciwko temu porozumieniu protestowali, wychodząc z założenia, że nie jest ono w stanie skutecznie zapobiec uzyskaniu przez Teheran broni atomowej. I nie tylko oni, również najwięksi sojusznicy Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, czyli Izrael oraz Arabia Saudyjska, którzy w ekspansji irańskiej widzieli bezpośrednie zagrożenie swego bezpieczeństwa. Nie było to odczucie bezpodstawne, bo Iran już wówczas posiadał wielkie wpływy w Iraku, Syrii, Libanie oraz w Jemenie. I to się nie zmieniło.
Może będzie jak z Koreą Północną, z którą Trump rozpoczął jednak jakiś dyplomatyczny dialog.
Krzysztof Płomiński: Moim zdaniem tych dwóch sytuacji nie można porównać. Najważniejsi gracze w regionie azjatyckim, czyli Chiny, Japonia oraz Korea Południowa, a także Rosja, nigdy nie namawiały Stanów Zjednoczonych do użycia siły wobec reżimu północnokoreańskiego. Na Bliskim Wschodzie sytuacja jest inna, bo za pacyfikacją Iranu opowiada się i Izrael, i Arabia Saudyjska, i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Polityka powstrzymywania Iranu okazała się nieskuteczna, podobnie jak próby wypchnięcia tego kraju z innych państw Bliskiego Wschodu. Teheran jest obecnie postrzegany przez USA i ich bliskowschodnich sojuszników jako zagrożenie dla bezpieczeństwa całego regionu oraz stabilizacji wewnętrznej sąsiednich państw sunnickich, co przy okazji napędza regionalny wyścig zbrojeń. Ale jest też państwem prowadzącym niezależną politykę i dysponującym środkami odstraszania, które Stany Zjednoczone muszą brać pod uwagę.
Przekonaj się o naszym podejściu do Klientów. Zapisz się do newslettera, otrzymuj darmowe poradniki i raporty inwestycyjne
Krzysztof Płomiński: logika tego rodzaju konfliktów wskazuje na rosnące prawdopodobieństwo działań zbrojnych.
Stany Zjednoczone same stały się dużym producentem ropy naftowej, więc dla Ameryki ten region nie jest już tak istotny, jak kilkadziesiąt lat temu.
Krzysztof Płomiński: Ale już na przykład Chiny, drugi największy gracz na świecie, czerpie z tego regionu 90 procent importowanej ropy naftowej. Zresztą dla USA znaczenie regionu wykracza daleko poza ropę. Polityczna mapa Bliskiego Wschodu gwałtownie się zmienia. W ostatnim czasie Stany Zjednoczone uczyniły wiele spektakularnych proizraelskich gestów, czego przykładem było uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela i przeniesienie tam amerykańskiej ambasady, czy uznanie izraelskiej suwerenności nad syryjskimi Wzgórzami Golan. Jeszcze niedawno wzbudziłoby to ogromne protesty w tym regionie, a teraz, wobec chaosu w części państw arabskich oraz poczucia zagrożenia irańskiego ze strony Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników skłaniającego do bliższego współdziałania z Izraelem, staje się faktem dokonanym. Tak więc, reasumując, konfrontacja amerykańsko-irańska, znajdująca się obecnie na etapie wojny gospodarczej i propagandowej oraz groźnych incydentów, w jakiejś formie militarnej jest bardzo prawdopodobna. Nie stanie się to od razu, ale logika tego rodzaju konfliktów wskazuje na rosnące prawdopodobieństwo działań zbrojnych.
Jak to się może odbić na cenach ropy naftowej?
Krzysztof Płomiński: Rewolucji raczej nie będzie, ale należy liczyć się z dużymi wahaniami cen. Dwaj wielcy konsumenci ropy naftowej są w dużym stopniu uodpornieni na import tego surowca z rejonu Zatoki Perskiej – Stany Zjednoczone same są dużym producentem i eksporterem ropy, Europa czerpie ją z wielu źródeł. W gorszej sytuacji jest Azja. Wspomniałem już, że Chiny kupują tutaj 90 procent ropy, Japonia 60 procent, więc długotrwały konflikt i zakłócenie płynności żeglugi przez cieśninę Ormuz, może mieć dla azjatyckiej, a w konsekwencji globalnej gospodarki, bardzo negatywne konsekwencje. Przypomnę jednak, że podczas wojny iracko-irańskiej USA skutecznie stosowały praktykę eskortowania tankowców przez okręty wojenne, co i obecnie może stać się realną perspektywą. Obaj główni adwersarze deklarują, że nie chcą wojny. Niemniej pamiętajmy, że przeciwnik przyciśnięty do muru, stojący na skraju katastrofy gospodarczej przekładającej się na konsekwencje społeczno-polityczne, może się odwołać do środków, które dzisiaj trudno zdefiniować. I nie zapominajmy, że w historii międzynarodowych konfliktów zawsze niemałą rolę odgrywało działanie państw i sił trzecich podżegających do starcia, czy prowokowanie incydentów, które podgrzewały i tak wysoką już temperaturę sporu. A mówimy o regionie, w którym stacjonuje 50 tysięcy amerykańskich żołnierzy i operują dwie floty USA, gdzie Iran ma wielu oddanych sojuszników, m.in. w Libanie, Iraku, Syrii czy Jemenie. I ci sojusznicy w przypadku konfrontacji mogą obrać za cel swoich ataków dostępne amerykańskie interesy.
Co z Europą?
Europa jest na uboczu tego konfliktu, ale może on bardzo mocno na nas rzutować.
Krzysztof Płomiński: Stany Zjednoczone zdominowały Bliski Wschód, ale Europa nie posiadając w tym regionie większych wpływów, importuje stamtąd potężne problemy w sferze bezpieczeństwa, uchodźców i migracyjne, które bez stabilizacji całej strefy południowego sąsiedztwa będą lawinowo narastać i osłabiać UE oraz wpływać na politykę państw członkowskich, w tym energetyczną.
Rozmawiał Piotr Gajdziński
Krzysztof Płomiński – arabista, w latach 1990-1996 ambasador Rzeczpospolitej w Iraku, a w latach 1999-2003 w Arabii Saudyjskiej. W latach 2004-2006 dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W 2015 roku uhonorowany, jako jedyny cywil, specjalnym pamiątkowym medalem CIA z okazji 25. rocznicy spektakularnej akcji polskiego wywiadu w Iraku. Autor wielu publikacji, w tym wydanej ostatnio książki „Arabia Incognita. Raport polskiego ambasadora”.
Zobacz także: