Niższe prognozy dla świata
Po raz kolejny w ostatnich miesiącach Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył prognozy dla globalnej gospodarki. Zdaniem tej instytucji, w tym roku wzrost gospodarczy na świecie wyniesie 3,5%, a w 2016 roku 3,7%. Niespełna trzy miesiące wcześniej Fundusz prognozował wzrosty na poziomie 3,8 i 4,0%.
Jeśli wierzyć tym prognozom, w najtrudniejszej sytuacji będą kraje, których gospodarka oparta jest przede wszystkim na ropie naftowej. Dotyczy to zwłaszcza Rosji, która – zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego – pogrąży się w 3,5-procentowej recesji. W głównej mierze będzie to efekt spadku cen ropy oraz gazu, ale także napięć geopolitycznych wywołanych agresywną polityką Moskwy między innymi wobec Ukrainy. Ale MFW obniżył także prognozy wzrostu dla innych krajów eksportujących ropę, na przykład Brazylii, gdzie tempo wzrostu PKB spadnie z 1,4% do zaledwie 0,3%, a także Nigerii z 7,3% do 4,8%. Spadek cen ropy naftowej, ale także deflacja oraz mizerna aktywność gospodarcza to, zdaniem Oliviera Blancharda, Głównego Ekonomisty MFW, najważniejsze zagrożenia dla świata. Na odbywającym się właśnie spotkaniu w Davos Blanchard narzekał również na inne choroby toczące globalną gospodarkę – spadek po poprzednim kryzysie, z którego cały czas świat nie może się wybudzić, wysoki dług publiczny, wysokie bezrobocie i strach polityków przed podjęciem odważnych reform.Niska cena ropy pomoże?
Spadek cen ropy naftowej to kłopot dla jej eksporterów, ale to jednocześnie szansa dla innych rynków. Natomiast zdaniem Głównego Ekonomisty MFW, „ten dobry wpływ taniej ropy oraz słabszego euro i jena nie równoważą negatywnych sił, takich jak przedłużające się efekty kryzysu i niższy potencjalny wzrost PKB w wielu krajach”. Tym bardziej, że Fundusz dostrzega także zadyszkę, która dopadła Chiny. Prognoza wzrostu PKB tego kraju została także przez MFW obniżona, o 0,3%, ale nadal będzie to wzrost imponujący, wynoszący 6,8%. W tym roku, po raz pierwszy od sześciu lat, wizytę w Davos złoży premier Chińskiej Republiki Ludowej i będzie przekonywał inwestorów, że kierowana przez niego gospodarka nadal stwarza wielkie szanse na sukces. W ocenie Funduszu, jasnym światłem świeci gospodarka amerykańska. W tym roku ma ona wzrosnąć o 3,6%, czyli aż o 0,5% więcej niż przewidywano jeszcze w październiku ubiegłego roku. Znacznie gorsza sytuacja będzie w Strefie Euro. Krajom tego organizmu gospodarczego, zdaniem Oliviera Blancharda, niewiele pomoże tania ropa, osłabienie euro i nawet jeszcze luźniejsza polityka pieniężna, bo cały organizm cierpi na chroniczną i przewlekłą chorobę. Dlatego według Funduszu, wzrost PKB będzie w Strefie Euro tylko symboliczny – w tym roku ma wynieść 1,2%, a w 2016 o 0,2 punktu procentowego więcej. Wśród największych zagrożeń dla rozwoju globalnej gospodarki ekonomiści Międzynarodowego Funduszu Walutowego wymienili zmiany w amerykańskiej polityce monetarnej, czyli podniesienie stóp procentowych oraz deflację w Strefie Euro. Czy prognozy MFW powinny wywoływać gęsią skórkę? „Od dawna było wiadomo, że rok 2015 będzie trudny dla prognostyków. Owszem, mamy dobrą i ciągle poprawiającą się sytuację w Stanach Zjednoczonych, co teoretycznie powinno pomóc tamtejszym rynkom akcji, ale z drugiej strony cały czas słychać głosy o rychłej podwyżce stóp procentowych, będących następstwem tych właśnie informacji – tłumaczy Michał Górczewski, analityk F-Trust. – Podwyżka stóp, choć mnie wydaje się mało prawdopodobna, nie musi koniecznie dla inwestorów w akcje oznaczać dramatu. Owszem, historycznie patrząc, główny amerykański indeks czyli S&P500 w latach, gdzie mieliśmy do czynienia z podwyżką, reagował relatywnie sporą korektą, ale chwilę później mieliśmy do czynienia z niezłą okazją do zarobku. Przykładowo w 1987 roku pierwszy, krótkotrwały zresztą spadek wyniósł 5%, a później indeks wzrósł aż o 32%. W latach 2004-2006, podwyżka stóp zaowocowała obniżką wyceny rynku o 8%, aby później rynek wzrósł o 20%. Najbardziej poszkodowani natomiast w razie wzrostu stóp będą inwestorzy skupiający się na inwestycjach dłużnych amerykańskich, zwłaszcza tych o dużym duration. Zupełnie innym tematem jest Europa Zachodnia. Tutaj luzowanie ilościowe dopiero się zaczyna. Czy odniesie sukces podobny do tego z USA? Trudno powiedzieć, ale mam na uwadze, że Europejczycy więcej mówią, zaś Amerykanie więcej robią. Dlatego nie oczekiwałbym sukcesu na miarę tego ze Stanów Zjednoczonych. Najprzyjemniej myśli się o rynkach wschodzących, te bowiem pozostaną motorem napędowym światowej gospodarki. Myślę zwłaszcza o Chinach i państwach Azji Południowo-Wschodniej. To kraje, które produkują i konsumują, a co za tym idzie bogacą się i mniej lub bardziej skutecznie tworzą klasę średnią, która długoterminowo zapewnia społeczeństwom bogactwo. Natomiast takie kraje, jak Rosja, czy Brazylia, nie jawią się szczególnie atrakcyjnie. Uzależnienie od surowców i brak konkretnego planu rozwoju powoduje, że przy niskich cenach ropy, gazu i metali będą one miały problemy ze sfinansowaniem bieżących potrzeb, nie wspominając już o inwestycjach długofalowych. Na koniec zostawiłem sobie Polskę. Mamy deflację, słabą złotówkę i nadal potencjał na niższe stopy. Nasze firmy zarabiają, ale rynek w Warszawie cały czas nie pokazuje swojej siły. To dowód, że czasem wydarzenia polityczne, zarówno te zewnętrzne (napięcia na wschodzie), jak i wewnętrzne (rozbiór OFE), mogą mieć wydźwięk większy niż fundamenty gospodarcze”.DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ