Odrabianie pokryzysowej lekcji
Z Andrzejem Miszczukiem, Głównym Strategiem F-Trust, rozmawia Piotr Gajdziński.
– Cztery miesiące temu, podczas naszego poprzedniego spotkania, obawiałeś się korekty na rynku akcji w Europie oraz Stanach Zjednoczonych i byłeś ostrożny w odniesieniu do rynków rozwijających się.
– Przede wszystkim nie byłem pewien zachowania rynku akcji. Rok 2013 był generalnie dobry dla giełdy, ceny akcji poszły w górę, waluty były stabilne i nie bardzo było wiadomo co dalej. Na początku stycznia tego roku najwięksi światowi brokerzy, na przykład Goldman Sachs i Morgan Stanley, opublikowali rekomendacje, w których twierdzili, że trzeba się wycofać z rynków rozwijających się, bo czai się tam wielki spadek. Uzasadniali to tym, że dolar pójdzie w górę, bo zostaną podniesione stopy procentowe w USA i będziemy mieli do czynienia z ogólnym zawaleniem się rynków akcji oraz obligacji. Wiele osób zastosowało się do tych rekomendacji i styczeń był dla rynków rozwijających się zły. Wydawało się, że ten czarny scenariusz właśnie się materializuje.
– Na szczęście, tak się nie stało.
– To prawda. Kluczowe pytanie dotyczyło stóp procentowych. Janet Yellen, szefowa Rezerwy Federalnej, czyli amerykańskiego banku centralnego, po objęciu schedy po Benie Bernanke zapowiadała zmniejszenie zakupu długu. To wskazywało na wzrost stóp procentowych. Ale Yellen cały czas utrzymywała, że będzie kontynuowała politykę łatwego pieniądza, bo to najskuteczniejszy sposób stymulowania wychodzącej z zapaści gospodarki. Zarzekała się więc, że nie podniesie stóp procentowych, ale rynek tym zapewnieniom nie wierzył.
Mamy na świecie wzrost gospodarczy, który jest stabilny, ale niezbyt imponujący. Przed bankami centralnymi cały czas stoi zadanie stymulowania gospodarki, ale dolar nie wzrósł, stopy nie wzrosły, a rynki rozwijające się nie zawaliły. Rekomendacje wielkich domów brokerskich jak na razie okazały się strzałem kulą w płot.
– Wzrost gospodarczy na świecie jest, ale jest to wzrost lichutki, rzędu 2-3%.
– Ale rośnie. Powoli, na wzór parowej lokomotywy, ale wszystko wskazuje, że ta lokomotywa będzie nabierała prędkości. Stopy procentowe nadal są niskie, zadłużenie jest pod kontrolą. Turcja eksplodowała, podobna sytuacja ma miejsce w Indiach i Indonezji. Coraz uważniej przyglądamy się Japonii, gdzie jak się wydaje polityka premiera Abe przynosi zapowiadane przez niego skutki. W momencie, gdy rozmawiamy, Japonia i cała Azja budzi u mnie najwięcej pozytywnych emocji. Dobre sygnały nadchodzą też ze Stanów Zjednoczonych, co może mieć decydujące znaczenie dla całej globalnej gospodarki. Niestety, cały czas poniżej oczekiwań znajduje się Europa.
– Dlaczego?
– Europejski Bank Centralny chyba nadal nie bardzo wie, jak ożywić gospodarkę. Próbuje różnych instrumentów, ale skutki tych działań nadal są niewielkie. Być może rzecz polega na braku zdecydowanych działań. Wydaje się, że ujemne stopy procentowe mogą być tym instrumentem, który przyczyniłby się do bardziej zdecydowanego wzrostu gospodarczego w oparciu o aktywną politykę kredytową banków.
Stopień wykorzystania mocy produkcyjnych jest obecnie w Europie bardzo wysoki, oscyluje w granicach 80 procent, bo przez ostatnie lata spółki nie inwestowały w park produkcyjny i mocno się on zestarzał. Teraz przyszedł czas na takie inwestycje, bo odnowienie parku produkcyjnego staje się koniecznością. Do tych inwestycji niezbędne będą banki. Rzecz w tym, że one nie bardzo się do tego garną. Bo choć wykaraskały się już w kryzysu finansowego, to jednak cały czas niechętnie podejmują ryzyko. Nic ich zresztą do tego nie zmusza. Inwestują swój kapitał w bezpieczne obligacje państwowe, co przynosi im dochód bez konieczności podejmowania ryzyka. Dlatego niezbędne są ujemne stopy procentowe, bo to zmusi banki do działania na rzecz gospodarki, czyli do finansowania przedsiębiorstw.
– Dzisiaj na tle europejskiego żółwia pod względem tempa wzrostu gospodarczego wyróżniają się Polska i Niemcy. Polskę zostawmy dzisiaj z boku. Co powoduje, że niemiecka gospodarka rozwija się tak dobrze?
– Po prostu Niemcy odrobiły lekcje. Kolejne rządy wprowadziły trudne reformy gospodarcze, które uelastyczniły niemiecką ekonomię. Od zjednoczenia Niemcy postawiły też na konsekwentny rozwój infrastruktury i teraz zaczęło to przynosić efekty. Inne państwa Europy Zachodniej zlekceważyły ten problem, czego przykładem jest Wielka Brytania, a przykładem klinicznym – Francja. Kulą u nogi gospodarki francuskiej jest, obok wspomnianych zaniedbań infrastrukturalnych, legendarnie powolna administracja tego kraju, która pozostaje daleko w tyle za światowymi trendami. Podam przykład hipoteki, która istotnie wpływa na gospodarkę. Do dzisiaj Francja nie ma skomputeryzowanego systemu ksiąg wieczystych, w efekcie zakup gruntów czy nieruchomości jest w tym kraju prawdziwą drogą przez mękę. Dość powiedzieć, że umowa na zakup nieruchomości nad Sekwaną liczy dzisiaj przynajmniej 60 stron, podczas gdy na przykład w Polsce jest ograniczona do 3-4 stron.
Wrócę na chwilę do infrastruktury. Spójrz co się stało w Chinach, które w ciągu zaledwie dwudziestu lat całkowicie przebudowały swój kraj. Gdzie w tym czasie była zachodnia Europa? Z wyjątkiem Niemiec – spała. Ten sen może się okazać zabójczy.
– Na plus Europie trzeba jednak zaliczyć, że światowy kryzys przeszła dość łagodnie. Przetrwała.
– To prawda. Nikt już dzisiaj nie mówi o kryzysie euro, o rozpadzie strefy euro, upadku Grecji czy Włoch. Systematycznie rośnie rating tych dwóch państw, ale także Hiszpanii, Portugalii oraz Irlandii, czyli pięciu krajów, w których kryzys był najostrzejszy, o których mówiono, że grozi im bankructwo. Teraz jednak czas, pilny czas, na podjęcie trudnych decyzji.
– Niestety, w Europie nie widać woli pójścia „niemiecką drogą”.
– Mnie się wydaje, że jest inaczej. Owszem, tradycyjne partie nie mają takiej woli, żyły i żyją w starym systemie, do którego przywykły, z którego czerpią korzyści i w którym jest im wygodnie. Politycy, obok prawników, to ostatnia grupa zawodowa skłonna do przebudowy świata. Ale ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że młode pokolenie żąda zmian. Jeśli stare partie to zlekceważą, pojawi się pytanie, czy przeżyją. Oczywiście nie twierdzę, że tendencja, którą pokazały ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego może oznaczać zmianę na lepsze. Konstatuję tylko, że ludzie chcą zmian. To trzeba dostrzec.
– Pomówmy o inwestycjach. Co dzisiaj wydaje Ci się najbardziej interesujące?
– Ostatnio sporo czasu spędzam nad analizą rynku złota. Popyt na ten kruszec znowu wzrósł, a jego producenci w większości dobrze odrobili pokryzysową lekcję, w wyniku czego koszt wydobycia jednej uncji obniżyli do 600 dolarów. To zapewnia im dobrą rentowność.
Zmienia się sytuacja na rynku długu. Podniesienie stóp procentowych powinno odbić się na ryzykownych obligacjach korporacyjnych bardzo mocno.
– Rynek akcji?
– Spółki pokazują dobre wyniki, na przykład w Stanach Zjednoczonych aż 75 procent spółek miało lepsze wyniki od oczekiwanych. W Ameryce Północnej sprzedaż wzrosła o 2,6 procent, bardzo pozytywny jest wskaźnik transportu, który pokazuje, że ekonomia nabiera rozpędu. Moim zdaniem, mamy teraz czas, aby wyjść ze spółek defensywnych, na przykład energetycznych lub użyteczności publicznej, i zainwestować w spółki cykliczne: z sektora maszynowego, surowcowego, IT. Interesujący wydaje się też sektor finansowy, zwłaszcza firmy ubezpieczeniowe oraz nieruchomości.
Warto też przyjrzeć się bliżej krajom zaliczanym do grupy frontiers markets, czyli na przykład państwom, które dzisiaj jeszcze są traktowane dość lekceważąco. Tymczasem tam się dokonuje prawdziwa rewolucja przemysłowa. To już nie jest tylko piasek, ropa i gaz. To także centra finansowe, przemysł farmaceutyczny… Zwracam uwagę, że zainwestowano w tym regionie ogromne pieniądze i Bliski Wschód stał się centrum finansowym dla Azji, przede wszystkim dla Indii oraz Indonezji. To także przez ten region przechodzi dzisiaj większość transportu ze Stanów Zjednoczonych i Europy do Azji.
– Co jest dzisiaj „tykającą bombą”? Bo nie oszukujmy się, w globalnym świecie zawsze jakaś tyka…
– Stopy procentowe. Jeśli dojdzie do ich gwałtownego wzrostu, to negatywny impuls dla światowej gospodarki będzie ogromny. Pozostaje mieć nadzieję, że stopy będą wzrastały powoli. Bo z nimi jest jak z ostrą zimą – obojętnie, jak dobrze jesteśmy do niej przygotowani, zawsze nas zaskakuje.