Premier będzie dokręcał śrubki i instruował inżynierów? – Ring Caspar TFI styczeń 2018
Rozmowa z Piotrem Przedwojskim i Błażejem Bogdziewiczem, zarządzającymi Caspar TFI SA.
– Co, z gospodarczego punktu widzenia, oznacza rekonstrukcja rządu? Czego oczekujecie po gabinecie Mateusza Morawieckiego?
Błażej Bogdziewicz: – Po tych ministrach, którzy byli już w rządzie Beaty Szydło i teraz są u Morawieckiego, trudno się spodziewać jakichś rewolucyjnych zmian. Natomiast nowych ministrów po prostu nie znam. Zobaczymy, ale nic nie wskazuje, że nastąpi jakaś zmiana polityki gospodarczej. A jeśli pytasz o moje oczekiwania, to chciałbym, aby rząd poszedł w kierunku działań prorynkowych, a więc obniżania podatków, zmniejszania regulacji, które pętają przedsiębiorczość.
– Wierzysz w to?
Błażej Bogdziewicz: – Chciałbym, ale póki co nic na to nie wskazuje.
Piotr Przedwojski: – Odeszła pani Anna Streżyńska, która wyróżniała się na tle poprzedniego rządu. Wydaje mi się to złym sygnałem.
– To zaskakujące, ale wśród ministrów tego gabinetu nie ma ani jednego ekonomisty.
Piotr Przedwojski: – Witamy w realnym świecie. To zresztą wydaje się już polską tradycją, bo w rządach Platformy Obywatelskiej ekonomistów też było jak na lekarstwo.
Błażej Bogdziewicz: – Ale chwileczkę, pani Czerwińska, minister finansów, chyba jest ekonomistką…
– Niezupełnie. Na Uniwersytecie Gdańskim skończyła zarządzanie.
Błażej Bogdziewicz: – To już coś, choć należałoby znać program studiów. Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, gdy studiowałem nie było jakichś dramatycznych różnic między zarządzaniem a ekonomią.
Piotr Przedwojski: – W nowym rządzie jest dużo osób młodych, mało znanych, którzy wcześniej nie pełnili jakiś wysokich stanowisk publicznych. Może idziemy amerykańską drogą? Tam aktor był prezydentem…
– I to dobrym.
Piotr Przedwojski: – A ostatnio mówi się, że w następnych wyborach prezydenckich wystartuje Oprah Winfrey, dziennikarka telewizyjna.
Błażej Bogdziewicz: – Nie chciałbym dyskredytować nowych ministrów. Być może okażą się świetni. Być może. Na razie trzeba poczekać.
– Wierzycie w narrację mówiącą, że Mateusz Morawiecki został premierem, bo rząd ma położyć większy nacisk na sprawy gospodarcze? Przecież to wbrew logice, bo jako szef rządu będzie miał na gospodarkę mniej czasu niż jako odpowiedzialny za nią wicepremier.
Błażej Bogdziewicz: – Masz rację. Ale nominację Morawieckiego można rozumieć w ten sposób, że w pierwszych dwóch latach gabinet Prawa i Sprawiedliwości kładł nacisk na sprawy socjalne oraz na przejmowanie władzy w spółkach Skarbu Państwa, porządkowanie pewnych patologii. I to, z punktu widzenia PiS, się udało. Postawienie Mateusza Morawieckiego na czele rządu może oznaczać, że teraz partia rządząca zamierza iść bardziej w kierunku reform rynkowych.
– Nie słyszałem takich zapowiedzi.
Błażej Bogdziewicz: – Bo ich nie było. Przynajmniej na razie. A chciałbym usłyszeć jakieś konkrety. Bo mówienie, że „teraz stawiamy na gospodarkę” nic nie oznacza. Co miałby ten zwrot sugerować? Że premier będzie chodził po fabrykach i dokręcał śrubki lub instruował inżynierów?
Piotr Przedwojski: – No tak, ale jeśli w wypadku nowych ministrów poruszamy się póki co we mgle, to o premierze trochę już wiemy, bo przez dwa lata był wicepremierem, ministrem rozwoju oraz ministrem finansów. Morawiecki odpowiadał za m.in. za inwestycje, wielokrotnie obiecał ich wzrost, ale niewiele w tej materii osiągnął. To jest konkret. Być może ten brak inwestycji można jakoś wyjaśnić, może ówczesny wicepremier nie ponosi za to winy. Może… Ale chciałbym usłyszeć jakieś konkretne wyjaśnienie. A tego nie było i nie ma.
Błażej Bogdziewicz: – Na dodatek rośnie fiskalizm i ilość regulacji dotyczących gospodarki. Może teraz premier Morawiecki szykuje całe pakiety doniosłych projektów ustaw i wkrótce nas zaskoczy. Może…
Piotr Przedwojski: – Brakuje mi podsumowania tego, co Morawiecki zrobił jako wicepremier, minister finansów i minister rozwoju. Wzrosły wpływy z podatku VAT i chwała mu za to. Ale o tym sukcesie rząd trąbi nieustannie. Rad byłbym usłyszeć wytłumaczenie w sprawie kiepskiego poziomu inwestycji, bo to, z punktu widzenia polityki gospodarczej, ma większe znaczenie. Pamiętajmy, że dokręcenie podatkowej śruby jest zabiegiem stosunkowo prostym, ale wymaga wielkiego wyczucia. Chodzi o to, aby dokręcić, a nie przekręcić, bo to także może być jedną z przyczyn niskich inwestycji.
Błażej Bogdziewicz: – Ryzyko jest takie, że aby przykryć porażkę w tej dziedzinie, rząd będzie chciał zrobić inwestycje swoimi własnymi rękami. Czyli postawi na wielkie, państwowe projekty.
Piotr Przedwojski: – To już się dzieje, ale wzrostu w inwestycjach dalej nie widać.
Błażej Bogdziewicz: – Część tych projektów może mieć sens, ale spora część jest kontrowersyjna. Choćby wielki port lotniczy, który ma mieć przepustowość kilkanaście razy większą niż cała liczba pasażerów przewożona przez LOT. To budzi wątpliwości. Więc ta inwestycja jest ryzykowna. Zwłaszcza jeśli linią lotniczą, która by to ciągnęła, miałby być tylko i wyłącznie LOT. Nie wyobrażam sobie jak to ma się spiąć. Politycy jednak mają skłonność podejmowania decyzji bez brania pod uwagę realiów ekonomicznych. To jest potężne ryzyko. Jeżeli będziemy mieli rosnące podatki, rosnący etatyzm oraz coraz więcej regulacji i przepisów, więcej inwestycji realizowanych przez państwo, to to jest jednak droga trochę bardziej w kierunku Grecji. Oczywiście, Polska nie będzie drugą Grecją, ale jest możliwość, że sytuacja bardzo szybko i mocno się pogorszy. Takie działania prowadzą do osłabiania gospodarki, nie do jej wzmacniania. Są oczywiście inwestycje państwowe, które wspierają rozwój i to jest głównie infrastruktura komunikacyjna, drogi, koleje… Ale centralne lotnisko?
– Jego wybudowanie spowoduje, że ruch lotniczy zostanie wyssany z lotnisk regionalnych.
Błażej Bogdziewicz: – Absolutnie nie. Jestem przekonany, że Ryanair czy Lufthansa będą latać z lotnisk regionalnych. LOT być może nie będzie jeżeli tak zdecydują politycy, ale konsekwencją będzie utrata przez tę firmę udziałów w rynku na rzecz zagranicznych linii lotniczych. Jedyny sposób, aby zrealizować pomysł Centralnego Portu Lotniczego, to wpuszczenie kogoś dużego, na przykład Chińczyków. Nie wiem, być może są takie rozmowy i zaraz będziemy mieli wielki polsko-chiński podniebny sojusz, ale wątpię. Sam LOT, choć trzeba przyznać, że tam sytuacja się poprawiła, nie da rady tego udźwignąć.
Piotr Przedwojski: – Jeszcze odnośnie fiskalizmu. Jak władca zbierze wyższy podatek od chłopów, to wpływy do skarbca będą większe. Ale co dalej? Co jeśli chłopi nie mają z czego zapłacić następnej daniny? Wracając do pomysłu zbudowania Centralnego Portu Lotniczego. Pamiętajmy, że ta inwestycja potrwa kilkanaście lat. Politycy podejmując dzisiaj decyzję o budowie Centralnego Portu Lotniczego nie martwią się tym, że ona może się okazać księżycowa, bo ich już wówczas przy władzy nie będzie.
Błażej Bogdziewicz: – Ta inwestycja miałaby sens, gdyby lotnisko stało się hubem, miejscem przesiadkowym dla pasażerów podróżujących między Azją a Ameryką czy Azją a Europą Zachodnią. To teoretycznie możliwe, ale bardzo trudne, bo trzeba byłoby wygrać wyścig z tymi portami lotniczymi w Europie i na Bliskim Wschodzie, które już dzisiaj pełnią tę rolę. Na pewno tego wyścigu nie można natomiast wygrać wyłącznie siłami LOT-u.
– Spójrzmy na daleko istotniejszy problem, czyli na służbę zdrowia. W Polsce oddaliśmy tę dziedzinę lekarzom, a to zbyt ważna część gospodarki, aby zarządzali nią ludzie kiepsko do tego przygotowani.
Błażej Bogdziewicz: – Na świecie są, z grubsza biorąc, trzy modele funkcjonowania służby zdrowia: amerykański, dość powszechnie krytykowany, oraz niemiecki i turecki. Model niemiecki przypomina ten, który funkcjonuje u nas, ale różnica polega na ilości pompowanych w niego pieniędzy. W modelu tureckim jest lecznictwo państwowe oraz prywatne. Szpitale prywatne są na znacznie wyższym poziomie niż polskie, co miałem okazję zobaczyć. Ten model polega na tym, że jeśli ktoś leczy się w szpitalu prywatnym, to część kosztów jest pokrywana przez państwo, a część musi zapłacić sam pacjent. Ten model ma na świecie bardzo dobrą opinię, ale to jest model, w którym postawiono na wolny rynek. Mówiąc wprost – jeśli ktoś ma pieniądze, to jest leczony w lepszych warunkach. Lekarz może pracować tylko w jednym miejscu, ale za to zarabia naprawdę dobrze, powyżej 100 tysięcy dolarów rocznie. Krótko mówiąc, problem polskiej służby zdrowia można rozwiązać albo „dosypując” do niej pieniądze, albo wpuszczając do niej wolny rynek i godząc się na nierówne traktowanie obywateli. Taki mamy wybór. Wszystko inne jest iluzją, klajstrowaniem rzeczywistości i prowizorką. Prowizorka jest z reguły najbardziej kosztowna.
Piotr Przedwojski: – Musimy skończyć z obłudą i fałszem głoszącym, że obecnie wszyscy obywatele są w razie choroby traktowani równo. Nie są. Ci, którzy dysponują grubszym portfelem leczą się poza oficjalnym systemem lecznictwa, co rodzi szereg patologii. Ten system trwa, bo politycy nie mają dość odwagi, aby go zmienić. Ale także dlatego, że zmian nie chce część lekarzy. Zapewne dlatego, że czerpią z tego nieopodatkowane profity.
– Na zakończenie wróćmy do ekonomii. A tu zaskoczenie – drożeją greckie obligacje. Koniec kryzysu w Atenach?
Piotr Przedwojski: – Byłbym ostrożny z ferowaniem takiego wyroku. Greckie obligacje dwuletnie są droższe niż amerykańskie ”dwulatki”– to wydaje sie cokolwiek dziwne. Pamiętajmy, że 80% greckich obligacji znajduje się w rękach instytucji unijnych, nie wiadomo więc, czy ten wzrost ma charakter rynkowy. Czas to zweryfikuje.
Błażej Bogdziewicz: – To prawda, ale ta część, która jest na rynku jednak drożeje. Moim zdaniem to widomy znak ostatecznego już końca kryzysu w Strefie Euro.
Rozmawiał Piotr Gajdziński
Zobacz także: