To nie jest czas szukania zysku. To czas ograniczania strat – wywiad z Krzysztofem Jeske, prezesem, Anną Švarcová, członkiem Zarządu i Jędrzejem Janiakiem, analitykiem F-Trust
Z Krzysztofem Jeske, prezesem F-Trust S.A, Anną Švarcová, członkiem Zarządu i Jędrzejem Janiakiem, analitykiem F-Trust S.A, o tym jak długo będziemy żyli z wysoką inflacją, mgle, w której znajduje się globalny rynek kapitałowy i nieśmiałych prognozach, które mogą lekko poprawić nastroje inwestorów rozmawia Piotr Gajdziński.
Pierwsze pytanie jest adresowane przede wszystkim do Jędrzeja. Jest już pewne, że wysoka inflacja i u nas, i na świecie rozgościła się na długo. Tylko co to właściwie znaczy? Ona z nami zostanie na rok, dwa, dziesięć lat?
Jędrzej Janiak: Inflacja jest efektem działań z wielu ostatnich lat, w tym przede wszystkim bardzo luźnej polityki monetarnej oraz fiskalnej w czasie pandemii. Eksperci ostrzegali, że takie będą konsekwencje, ale panował dość zgodny pogląd, że lepiej walczyć z inflacją niż doprowadzić do gwałtownego wzrostu bezrobocia. Na luźną politykę monetarną i fiskalną nałożyło się jeszcze przerwanie łańcuchów dostaw – najpierw wywołanych lockdownami w różnych krajach, a po 24 lutego br. rosyjską napaścią na Ukrainę. W ostatnim czasie dokłada się do tego jeszcze sytuacja epidemiologiczna w Chinach, gdzie mamy wzrost zachorowalności na COVID-19 i w efekcie zamykanie wielu ośrodków gospodarczych, co znowu zrywa łańcuchy dostaw. Trzeba pamiętać, że receptą na wysokie ceny są wysokie ceny. One tłumią popyt i obejmują już nie tylko dobra luksusowe, ale również te powszechne, w tym oczywiście żywność. Nie ma innego wyjścia, jak schłodzenie gospodarki, bo tylko to może sprawić, że ceny ponownie znajdą punkt równowagi. Wszystkie te przyczyny odbijają się oczywiście również na polskiej gospodarce, a dodatkowo mamy do czynienia z niespójnością, która te negatywne czynniki potęguje – polityka monetarna, a więc podnoszenie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej hamuje inflację, ale polityka fiskalna rządu napędza popyt, a więc pobudza inflację. Wydaje się, że to się w najbliższym czasie nie zmieni. Zbliżamy się do wyborów parlamentarnych, a opozycja pokazuje, że ich wygranie jest dla niej priorytetem i w związku z tym nie może ona teraz powiedzieć, że trzeba mniej konsumować. Takie stwierdzenie byłoby w okresie przedwyborczym zabójcze. Tym bardziej do ograniczenia konsumpcji nie będzie dążył obóz rządzący, któremu naturalnie też zależy na zwycięstwie w wyborach.
Krzysztof Jeske: Inflacja w Polsce jest jeszcze wspierana przez słabnącego złotego. Podobnie jak to, że jesteśmy państwem przyfrontowym, że mamy skomplikowaną sytuację polityczną.
Kluczowa jest odpowiedź na pytanie, jak długo będziemy się borykali z wysoką inflacją.
Jędrzej Janiak: Nie sądzę, aby trwało to bardzo długo. Ale wysokie ceny zostaną nawet jeśli dynamika inflacji spadnie. Przy czym to co teraz powiedziałem dotyczy świata, bo w Polsce będzie gorzej. Z dynamicznym wzrostem inflacji będziemy się, jak sądzę borykali jeszcze przez dwa, trzy kwartały.
W związku z gwałtownym wzrostem stóp procentowych wszyscy z troską pochylają się nad kredytobiorcami, nikt nie wspomina o tych, którzy po latach ciężkiej pracy zgromadzili oszczędności i teraz w wyniku inflacji ich wartość spada.
Jędrzej Janiak: Jakby to po janosikowemu nie brzmiało, to inflacja jest jednym ze sposobów transferu pieniędzy od posiadaczy oszczędności do zadłużonych. Po stronie tych drugich są również rządy, inflacja jest rządzącym na rękę, zwłaszcza w okresie zwiększonych wydatków. Dla osób, które mają zgromadzony kapitał inflacja realnie jest ujemnym oprocentowaniem. To zmuszało ich do szukania jakiejś formy agresywnego inwestowania, aby uzyskać dodatnią stopę zwrotu, bo przecież i lokaty bankowe, i obligacje były oprocentowane bardzo nisko. To się właśnie zmienia, bo oprocentowanie obligacji jest już na poziomie 6,5%.
A inflacja jest niemal dwa razy wyższa.
Jędrzej Janiak: To prawda, ale inflacja będzie spadała, za rok, dwa, za trzy lata nie będzie już tak wysoka. Natomiast wzrost oprocentowania obligacji jest powrotem do normalności. Za chwilę, aby uzyskać rentowność na poziomie 3-5% będzie można sięgnąć po dobrze znane instrumenty typu depozyt lub fundusz dłużny uniwersalny o niskim ryzyku. To będzie korzystne zwłaszcza dla osób, które mają oszczędności, ale mają też już swoje lata i nie chcą ryzykować. Powoli więc, mimo wszystkich problemów, wracamy do normalności.
Krzysztof Jeske: Osoby, które pracują, zarabiają pieniądze i chcą oszczędzać, lokować i inwestować są w trudnej sytuacji dlatego, że nie ma dzisiaj na rynku żadnego instrumentu, który krótkoterminowo, w ciągu kilku miesięcy chroniłby ich pieniądze. Po prostu go nie ma i wiara w to, że gdzieś jednak można go znaleźć jest pogonią za nieistniejącym.
Nie ma świętego Graala…
Krzysztof Jeske: Nie ma. Czasem, zawsze trwa to krótko, są w cyklu takie momenty, gdy trzeba minimalizować straty zamiast poszukiwać zysku. Tego momentu właśnie doświadczamy, przy czym podkreślam, że wszystko wskazuje na to, że nie potrwa on długo. Dla naszych klientów, którzy w przytłaczającej większości mają długi bądź bardzo długi horyzont inwestycyjny jest to oczywiście nieprzyjemne, ale przemijające. To jak grypa, trzeba przeczekać i „wyleżeć”.
Jak klienci reagują na obecną sytuację?
Krzysztof Jeske: Warto sięgnąć po najbardziej obiektywną miarę – w pierwszym kwartale nasza sprzedaż była pozytywna, to znaczy klienci więcej wpłacili niż wypłacili.
Anna Švarcová: W rozmowach z naszymi doradcami klienci nie mówią tylko o inflacji, mówią o wielu czynnikach składających się na obecną sytuację. Mówią więc o wojnie i niepewności, która ona powoduje, o inflacji, gwałtownie rosnącym oprocentowaniu kredytów hipotecznych. Klienci, co w tej sytuacji zupełnie zrozumiałe, są poddenerwowani, bo nawet fundusze uważane za najbezpieczniejsze i najbardziej stabilne w naszej bogatej ofercie krótkoterminowo wypracowują kiepskie wyniki. Doradcy sygnalizują, że niektórzy klienci mają w portfelach obligacje korporacyjne i boją się, że ich emitenci mogą zacząć bankrutować. To charakterystyczne, bo przez całe lata kwestia bankructw była praktycznie nieobecna w naszych rozmowach z klientami. Ale oczywiście ogromna większość ma świadomość, że długoterminowa inwestycja pokona inflację i przyniesie dodatnie wyniki.
Przy takiej sytuacji na rynku rola doradców jest absolutnie kluczowa. Dają radę?
Anna Švarcová: To są ludzie bardzo dobrze przygotowani, świetnie znający rynek, doświadczeni, nieustannie podnoszący swoje kwalifikacje. I oczywiście wszyscy oni mają nasze mocne merytoryczne wsparcie, w tym przede wszystkim ze strony Zespołu Analitycznego na bieżąco analizującego sytuację na rynku, sytuację gospodarczą, produkty znajdujące się w naszej ofercie. Więc tak, dają radę, choć oczywiście są całą tą sytuacją zmęczeni i przytłoczeni.
Krzysztof Jeske: F-Trust ma starannie wypracowany model, w którym wszystko to co mówimy klientom ma swoje źródło w fazie cyklu, w którym aktualnie znajduje się rynek. Od dłuższego czasu przekazywaliśmy klientom jakie klasy aktywów, a co za tym idzie jakie fundusze są ewidentnie złe. Mówiliśmy na przykład, że klienci nie powinni mieć w swoich portfelach funduszy o długim duration, czyli obligacje z odległym terminem wykupu. I większość naszych klientów tych rad posłuchała, na tle rynku udział takich funduszy w portfelach klientów F-Trust jest niewielki, oscyluje w granicach zaledwie 2-3%. Wszystko to jednak nie oznacza, że od listopada ubiegłego roku mamy dla naszych inwestorów dobre wieści. Sytuacja na rynku jest zła i nie zamierzamy kolorować rzeczywistości. Rynek kapitałowy znajduje się w gęstej mgle, nie da się uczciwie powiedzieć, że widać już światełko w tunelu, że za chwilę wszystko się odmieni. Wspólnie, pracując jeszcze w banku, przeżywaliśmy kryzys 2008 roku, który rozpoczął się od upadku Lehmann Brothers i wówczas mówiliśmy, że to jest najtrudniejsza sytuacja w naszym zawodowym życiu, że zapewne nic gorszego już nam się nie przydarzy.
Pamiętam te rozmowy. Byliśmy pewni, że się nie przydarzy.
Krzysztof Jeske: Tymczasem przyszła globalna epidemia COVID-19, a później wojna… Przez ostatnie cztery miesiące pełnimy – mam na myśli przede wszystkim naszych doradców – rolę psychologów, ale po wybuchu wojny dla bardzo wielu klientów wcale nie najważniejsza była stopa zwrotu, tylko kwestia szybkości wypłat, czy dostępu do tych środków z zagranicy. To najlepiej opisuje nienormalność sytuacji, w której znalazł się rynek.
Jędrzej Janiak: Nasze analizy wskazują, że choć dzisiaj rynek kapitałowy jest we mgle, to wkrótce dług stanie się znowu atrakcyjnym instrumentem. Dojście do rentowności nastąpiło bardzo szybko, w związku z czym zmiany cen były drastyczne nawet na tych najbezpieczniejszych, najbardziej stabilnych instrumentach. Ale historia uczy, że im rynek niżej spadnie, tym odbicie będzie bardziej znaczące.
Co byś zalecał?
Jędrzej Janiak: Powoli dochodzimy do sytuacji, w której warto zajmować pozycję na rynku długu, bo za rok wynik powinien być istotnie dodatni. Oczywiście, jest jeszcze wiele znaków zapytania, ale wydaje się, że wiele złego jest już za nami. Przy czym to nie jest czas szukania zysku na siłę, różnych cudowny recept, „inwestycji antyinflacyjnych”, czy „antywojennych”. Tego nie ma. To jest czas ograniczania strat. Od trzech miesięcy rekomendujemy klientom fundusze o niskim ryzyku i powrót na rynek akcyjny w odpowiednim momencie, przy znacznie niższych cenach. Póki co czas na dług, a na akcje przyjdzie czas pewnie na początku kolejnego roku.
Rozmawiał Piotr Gajdziński
Zobacz także: