Więcej pytań niż odpowiedzi | Raport F-Trust czerwiec 2020
Andrzej Miszczuk, Główny Strateg F-Trust
Cieszymy się z powrotu do bardziej normalnego życia, zaczął się okres post-koronawirusowy. Giełda entuzjastycznie przyjęła tę wiadomość i poszybowała odrabiać straty z pierwszego kwartału. Ale wielu nie ma zaufania do tej nagłej hossy, bo nie widzi podstaw do takiego optymizmu. Wyjście z pandemii nie oznacza wyjścia z recesji. Mówi się, że rynki antycypują już rok 2021 i spodziewany wzrost gospodarczy. Czy nie za wcześnie?
Wystarczyło wystąpienie szefa FED-u, bardzo ostrożne i podtrzymujące obietnice niskich stóp procentowych do 2022 roku, aby wywołać obawy na rynku, że to jeszcze nie czas na zakupy akcji. Rzeczywiście. Czy mamy pewność, że wróciliśmy do normalności? Nie mamy jeszcze pełnego powrotu do konsumpcji i produkcji sprzed pandemii. Pamiętajmy, że pod koniec 2019 roku spodziewaliśmy się recesji, a przed rozpoczęciem zachorowań wypatrywaliśmy szansy na jej uniknięcie. COVID-19 pokrzyżował te plany. Wiele komplikuje wyborczy rok w USA i ostra walka polityczna o urząd prezydenta. Europa też ma swoje problemy i pandemia nie ułatwia ich rozwiązania. W nieco lepszej sytuacji jest Azja i Chiny. Zadłużenie publiczne jest relatywnie niskie w porównaniu z krajami europejskimi i USA, okres pandemii zakończył się dość szybko i nie trzeba było mobilizować olbrzymich funduszy na odmrożenie gospodarki.
Przekonaj się o naszym podejściu do Klientów. Zapisz się do newslettera, otrzymuj darmowe poradniki i raporty inwestycyjne
Drugie pytanie dotyczy skuteczności pomocy rządowej i banków centralnych, które grają główną rolę w programach odnowy. Na razie zachowują optymizm i wiarę w misję drukowania taniego pieniądza. Dzięki bankom centralnym rządzący troszczą się o tracących pracę, o wzrost produkcji i usług. Ta działalność pomaga zapobiegać większemu bezrobociu i bankructwom. Poza sztandarowymi optymistami (szczególnie potrzebni w roku wyborczym) mamy także wielu wątpiących lub mających ograniczone środki na walkę z recesją i pandemią. Jak długo wytrzymają brak pełnej normalizacji? Chyba właśnie kruszy się ich cierpliwość i możliwość utrzymania głowy nad wodą. A zorganizowana pomoc ma swój koszt i kiedyś trzeba będzie go ponieść.
Jakie będą skutki masowego drukowania pieniędzy i nowych programów pomocy? Olbrzymia masa nowego pieniądza szuka możliwości „zatrudnienia się”. Część trafiła do długu i uratowała go od zapaści, część do akcji i popchnęła ich ceny w górę. Ale nowe pieniądze powinny trafić przede wszystkim do realnej gospodarki. Okazało się, że podaż towarów i usług nie dorównuje podaży pieniądza, więc łatwo znajdują one drogę na giełdę. Inna możliwość na dopasowanie podaży pieniądza i towarów to inflacja.
Podczas pandemii mieliśmy spółki, które zarobiły bardzo dobrze i nadal będą tak zarabiać. Są takie, które straciły i jeszcze nie odnalazły drogi do zysków. Jaki będzie dalszy bieg wydarzeń? Nie ma łatwych odpowiedzi. Bacznie śledzimy gospodarkę i poszczególne spółki. Wzrostowe kwitną, ale usługi lotnicze, turystyka, nawet spółki produkujące napoje alkoholowe potrzebują kroplówki, aby nie stracić ledwo wyczuwalnego tętna. Warto przypomnieć, że od początku roku indeksy giełdowe nie pokazują zarobków na akcjach ani na długu. Mamy dobre wyniki tylko od odbicia się rynków po przełamaniu 19 marca. Ostrożność jest niezbędna.
Zerowe, a nawet negatywne stopy procentowe stały się rzeczywistością, przyzwyczailiśmy się do nich i na nie liczymy. Czy słusznie? Uzasadnienia tego stanu są różne, ale nie ma masowego sprzeciwu wobec zerowych stóp procentowych. Korzystają z nich wszyscy, od kredytobiorców hipotecznych, przez spółki handlowe i producenckie, aż po administrację. Wierzyciele i kredytodawcy, w dużej mierze banki, nie są jednak beneficjentami tego stanu rzeczy. Nie mamy inflacji i nie ma wzrostów wynagrodzeń. Zatem pracownicy nie korzystają ze wzrostu sprzedaży i zysków, które wypracowują. Można powiedzieć, że wzrost wynagrodzeń został zastąpiony możliwością zadłużania się, aby utrzymać konsumpcje na „normalnym” poziomie. Przy niskich kosztach długu jest to możliwe. Ale dług pozostaje. Z kolei spółki mogą zwiększać marżę dzięki stałym kosztom pracy, tworzyć zyski i dzielić się nimi z akcjonariuszami. Część z nich to konsumenci. Inna cześć to wierzyciele, którzy nie widząc szansy na „uczciwe wynagrodzenie kapitału” na rynku dłużnym kupują akcje, aby w ten sposób uzyskać wynagrodzenie dla swojego kapitału. Czy to trwała tendencja?
Kapitał jest uważany za czynnik produkcji i należy się mu wynagrodzenie. Tymczasem obecnie kapitał ulokowany w długu nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia, żyjemy w „zeroodsetkowej” rzeczywistości. Zgadzamy się płacić bankom, aby przechowywały nasze pieniądze. Jak długo taki stan rzeczy może trwać? Inwestorom pozostaje jedno miejsce, gdzie mogą spodziewać się wynagrodzenia za swój kapitał – akcje. Pytanie, czy przy dzisiejszych cenach?
Andrzej Miszczuk
Główny Strateg F-Trust SA
Zobacz także:
TAGI: słowo od stratega,