Rozmowa z Dominikiem Bekkewoldem, Senior Sales Managerem Fidelity Worldwide Investment.
– W co inwestuje swoje pieniądze przedstawiciel Fidelity w Polsce?
– Przede wszystkim w wiedzę i własną strategię inwestycyjną. Od początku mojego pobytu w Polsce rzuciło mi się w oczy, że dla bardzo wielu Polaków inwestowanie wiąże się z szukaniem okazji. Moim zdaniem, to wieczne polowanie na okazje jest dzisiaj raczej przeszkodą niż dźwignią, która pozwala zrealizować cel inwestycyjny. Ale co najważniejsze, taki sposób działania na rynku inwestycyjnym nie wydaje mi się najlepszy, bo nie jest systematyczny.
– Na czym w takim razie polega Twoja strategia?
– Przede wszystkim określam swój cel. To nie jest trudne, bo cel dla przytłaczającej większości inwestorów jest taki sam – osiągnąć zysk. Ale ważne jest podejście do tego celu. Spotykam wielu ludzi, nie tylko w Polsce, którzy chcieliby podwoić swoje pieniądze w ciągu miesiąca, a najdalej pół roku. Nazwałbym to podejście hardcorowym. To bardzo rzadko kończy się sukcesem.
A czas jest w działalności inwestycyjnej jedną ze spraw fundamentalnych. Wielu inwestorów indywidualnych zapomina, że ma bardzo dużo czasu i jest to ich ogromną przewagą, bo rynek pełen jest ludzi, którzy tego czasu nie mają. Trader lub dealer czasu nie mają, swój zysk muszą zrobić w ciągu pięciu lub piętnastu minut, a najdalej do końca dnia. Mam wrażenie, zbudowane podczas pięcioletniego już pobytu w Polsce, że polscy inwestorzy są chyba nieco bardziej niecierpliwi niż zachodni. Nie doceniają czasu, którym dysponują.
Mamy więc cel i czas. Te dwa punkty musimy połączyć strategią. Tutaj też jest w Polsce kłopot. Nie chciałbym wydawać pochopnych sądów, ale bardzo wielu, zwłaszcza początkujących polskich inwestorów, nie ma strategii, a jeśli już, to jest ona słabo przemyślana. Tymczasem zastanawiając się nad swoją strategią inwestycyjną musimy sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Czy dysponuję wystarczającą ilością czasu, aby codziennie ślęczeć przy ekranie komputera i analizować sytuację na globalnych rynkach? Takich inwestorów jest niewielu. Dlatego zalecam raczej drogę, po której – z korzyścią dla swoich finansów – kroczą miliony inwestorów na całym świecie, czyli zbudowanie sobie portfela i powierzenie jego zarządzania fachowcom. Firmie, do której mają zaufanie. Zaufanie i dobre relacje z taką firmą to kluczowe parametry.
– Jaki ten portfel powinien wyglądać?
– To zależy od bardzo wielu czynników, czyli od indywidualnych preferencji inwestora. Ale pewne prawidła istnieją. Przede wszystkim musi on zawierać wiele instrumentów finansowych. Gdy ktoś mnie pyta ile funduszy powinno się znaleźć w jego portfelu odpowiadam, że tyle ile jest sylab w słowie dywersyfikacja. To minimum. Na pewno powinniśmy inwestować na wielu rynkach. Świat stoi dziś przed polskim inwestorem otworem. Dlaczego nie miałyby pracować dla niego spółki ze Stanów Zjednoczonych, z Europy Zachodniej, z Azji? Rzecz jasna dywersyfikacja umniejsza nasz potencjalny zysk, w porównaniu z jednym udanym „strzałem”, ale jednocześnie powoduje, że nasze inwestycje są bezpieczniejsze. Pierwsza, najświętsza zasada w inwestycjach – staraj się nie tracić pieniędzy.
Dla przykładu. Decydujemy się na rynek amerykański. To rynek odpowiedzialny za kapitalizację ponad 40% globalnego rynku, trudno więc tutaj nie inwestować. Teraz trzeba znaleźć najlepszych zarządzających w Stanach Zjednoczonych, bo to im powierzamy nasze pieniądze. A jeśli już powierzamy komuś swoje pieniądze, to zatrudnijmy do tego najlepszych. Gdy wzywamy do domu hydraulika, to postępujemy dokładnie tak samo – wzywamy tego, który jest w naszej opinii najlepszy. I do tego właśnie służy nam firma, którą darzymy zaufaniem i zbudowaliśmy z nią dobre relacje. Na przykład Fidelity International.
– A Fidelity jest najlepsza bo?
– Bo przemawiają za nami długie doświadczenie i znakomite wyniki osiągane przez nasze fundusze. Fidelity powstało w latach czterdziestych w Bostonie w Stanach Zjednoczonych. Proszę na to zwrócić uwagę – Boston, a nie Nowy Jork, czyli z dala od tego całego giełdowego zgiełku, który tylko zaciemnia obraz. Fidelity jest oczywiście firmą prywatną, zarządza przez i tę samą rodzinę, która ją stworzyła. Obecnie jej prezesem jest Abigail Johnson, wnuczka założyciela Fidelity. Ta podstawa pozwala nam utrzymywać szerszą perspektywę na przyszłość i nie musimy gonić krótkoterminowych zysków dla firmy. Zamiast tego możemy się skupiać na pomaganiu naszym klientom w osiąganiu swoich aspiracji finansowych.
Ale najważniejsze jest co innego. Fidelity kładzie nacisk na analizę fundamentalną. To oczywiście nic nadzwyczajnego, robi tak bardzo firm z naszej branży, ale pozwolę sobie zwrócić uwagę, że my sięgamy bardzo głęboko. Celem tej analizy jest nie tylko dogłębne poznanie spółki, w którą zamierzamy zainwestować, ale staranne zbadanie całego łańcucha – spółki, jej dostawców, branży oraz rynku, na którym działa. To jest żmudny i trudny proces, ale możemy sobie na niego pozwolić, bo zatrudniamy kilkuset świetnie przygotowanych analityków i zarządzających.
– W ostatnich pięciu latach bardzo dobre wyniki osiągają przede wszystkim dwa Wasze fundusze: Fidelity Funds America Fund, gdzie stopa zwrotu za ostatnich pięć lat przekroczyła 92% oraz Fidelity Funds European Dynamic Growth Fund z wynikiem 85,77% (dane z 28.10.2015 r.). Imponujące. Sądzi Pan, że ten trend będzie w najbliższych latach kontynuowany, że warto inwestować w Stanach Zjednoczonych i Europie?
– Wierzę w naszych zarządzających. To oni są największą siłą Fidelity i to zarówno w odniesieniu do funduszy rynków rozwiniętych, jak i wschodzących. Nasi zarządzający naprawdę należą do najlepszych z najlepszych. Wspomnianym przez Ciebie funduszem amerykańskim zarządza Angel Agudo, a europejskim Fabio Riccelli, który przejął ten fundusz w najtrudniejszym okresie, w 2008 roku, a mimo to pokazuje znakomite wyniki. Ale bardzo dobre wyniki wypracowują też nasze fundusze azjatyckie, gdzie zresztą Fidelity jest obecny chyba najdłużej ze wszystkich wielkich firm zarządzających.
– Czy teraz, po huraganie, który w sierpniu 2015 roku przeszedł przez chińską giełdę, jest dobry moment na inwestowanie w Azji? Fidelity Funds Smaller Companies Fund w ostatnich trzech latach wypracował ponad 48-procentową stopę zwrotu (dane z 28.10.2015 r.). Nieźle.
– Odpowiedzi na pytanie czy warto inwestować w Azji jest kilka, a dwie są podstawowe. Zależy czy w tej chwili masz w Azji 80% swojego portfela, czy też nie masz tam nic. Ale warto pamiętać, że najważniejsze wskaźniki, choćby cena do zysku, są w porównaniu do rynków rozwiniętych bardzo atrakcyjne. Jednocześnie mamy w Azji bardzo wysoką dynamikę wzrostu PKB, znacznie wyższą niż w najszybciej nawet rozwijających się krajach Europy bądź w Stanach Zjednoczonych. Jestem przekonany, że Azja cały czas będzie się rozwijała, że w najbliższych latach będzie realizowała wielkie projekty infrastrukturalne. I że będą to projekty na gigantyczną, niespotykaną w żadnym innym regionie, skalę.
– Los Azji w dużym stopniu zależy od tego, czy chińskim władzom uda się zmienić model gospodarczy.
– To już się dzieje. Z pewnością jeszcze potrwa, być może jeszcze zaboli inwestorów, ale jestem optymistą. Chińskie społeczeństwo chce konsumować. Która kobieta na świecie nie chce dzisiaj myć włosów szamponem Dove, kto nie chce jeździć mercedesem, kto nie chce korzystać z iPada? Ludzie są do siebie podobni, globalne media kształtują w nas te same konsumpcyjne potrzeby. To wielka szansa.
– A Afryka? Dla inwestorów teren niemal dziewiczy, ale budzący coraz większe zainteresowanie.
– I słusznie. Przez wiele lat ten niezwykle bogaty w surowce kontynent, z bardzo dobrymi wskaźnikami demograficznymi, był omijany przez inwestorów szerokim łukiem między innymi z uwagi na wysokie ryzyko polityczne. Ale świat się zmienia. W kontekście wojny na Ukrainie, wydarzeń na Bliskim Wschodzie, Afryka jawi się nieomal jak oaza spokoju. Coraz więcej tamtejszych spółek, zwłaszcza tych z Republiki Południowej Afryki, to spółki globalne, doskonale się rozwijające, z wielkim apetytem na inwestycje i w samej Afryce, i na innych kontynentach.
Afryka ma wiele atutów. Wspomnianą demografię, wielkie zasoby surowców naturalnych, także tych niezbędnych do rozwoju nowoczesnych technologii. I wielką nadzieję na wzrost konsumpcji, tutaj także kobiety chcę myć włosy szamponem Dove, tutaj też ludzie chętnie podróżowaliby mercedesami i korzystali z iPadów. Wiele krajów Afryki dokonuje w tej chwili gigantycznego skoku technologicznego, realizowane są wielkie projekty infrastrukturalne, w czym zresztą celują chińskie spółki. Ale masowo korzysta się też tutaj z nowoczesnych technologii. Przykładem choćby bankowość mobilna. W tej dziedzinie niektóre afrykańskie kraje przeskoczyły od razu kilka etapów i w efekcie telefon nie jest tam już tylko, ani nawet nie przede wszystkim, narzędziem umożliwiającym rozmowę, ale całym bankiem. Postrzeganie Afryki wśród inwestorów zaczyna się zmieniać. Jeszcze trochę wody przeleje się przez wodospady Wiktorii nim temu rynkowi zaufamy, ale sądzę, że to będzie to proces szybszy niż nam się dzisiaj wydaje.
FUNDUSZE FIDLIETY W OFERCIE F-TRUST:
[ft_funds_db towarzystwo=”7″ nofilter=”false”]Zobacz także:
TAGI: okiem zarządzającego,